6 lut 2016

Rozdział IV

Nocą las był jeszcze bardziej przerażający. Wokoło panowała cisza, drzewa osłaniały teren przed wiatrem. Jedynymi dźwiękami były mój oddech i skrzypiące liście pod moimi stopami. Poruszałam się szybko, lecz nie biegłam. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Mimo późnej pory nie spotkałam żadnego żywego stworzenia ani nietoperza, ni sowy, jakby wszystkie zwierzęta schowały się przed czymś niesamowicie groźnym. Grube gałęzie i ciemne chmury przysłaniały niebo, nie potrafiłam więc stwierdzić gdzie, ani jak długo idę. Wciąż trwałam w poczuciu strachu i przerażenia. Czułam, że czarna bestia idzie za mną. Pozwalała mi odejść na tyle, by móc zaraz zbliżyć się i czerpać przyjemność z polowania.
Po kolejnej godzinie marszu w końcu usłyszałam jakiś dźwięk. Zza łysych krzewów wyłonił się strumień. Widząc mieniącą się w ciemności wodę, uświadomiłam sobie, jak bardzo jestem spragniona. Uklękłam na brzegu i łapczywie uzupełniłam płyny. Ogarnęła mnie niemoc. Oparłam się o najbliższy pień i schowałam twarz w dłoniach.
Pomału docierały do mnie wydarzenia ostatnich godzin. Czułam ból na wspomnienie o moich rodzicach. Cierpienia było tak duże, że nie byłam w stanie płakać. Pierwszy raz w życiu mogłam zaznać rodzinnego ciepła, miłości i tak szybko musiałam to stracić. Tysiące igieł wbijało mi się w serce. Zatraciłam się całkowicie w pustce i poczuciu samotności. Wyłączyłam się na otoczenie, zimno, jakie otaczało mnie jeszcze moment temu, znikło.
Śmierć jest czymś, co spotyka każdego człowieka, jednak o wiele trudniej jest przyjąć tą nagłą, niż taką, której można się spodziewać. Ciężko pogodzić się z gwałtownym rozstaniem, myślą, że nie było szansy się pożegnać. Taka  tragedia spotkała mnie. Ktoś zupełnie nowy w moim życiu, ale tak bliski został zmuszony do odejścia z tego świata.
Nagły trzask wyciągnął mnie z transu. Wstrzymałam oddech, wsłuchując się w ciszę. Objęłam się ramionami, czując otaczając mnie zimno. Rozglądnęłam się wokoło, lecz ciemność wydawała się nieprzenikniona. Przypomniało mi się ostrzeżenie Matta o czyhającym tu niebezpieczeństwie. Zadrżałam, sama nie wiedząc, czy z zimna, czy ze strachu. Kątem oka dostrzegłam ruch. Gwałtownie odwróciłam się w tamtą stronę, lecz nadal nic nie byłam w stanie zobaczyć. Poczułam zmianę w powietrzu, zapach potu i skóry, później ciepło oddechu na karku. Zamarłam. Mokre coś dotknęło mojej szyi, jakby smakując mojego ciała. Strużka śliny spłynęła w dół, powodując gęsią skórkę. Zdawało mi się, że słyszę bicie własnego serca.
W jednej sekundzie przed oczami zobrazowało się całe moje życie, wspomnienia z sierocińca, znajomi, szkoła, nowy dom, rodzice. Rodzice. W nagłym przypływie złości zacisnęłam pięść i uderzyłam bestię w pysk. Zaskoczona odskoczyła ode mnie, głośno warcząc. Wstałam i ruszyłam przed siebie, kiedy coś szarpnęło moją nogę. Ból przeszył moje ciało. Upadłam na ziemię i odwróciłam się na plecy. Adrenalina pozwoliła mi zapomnieć o cierpieniu. Kopnęłam potwora w szczękę, ten zwolnił uchwyt. Cofałam się niezdarnie, wiedząc jednak, że nie mam szans na ucieczkę. Stanął nade mną, złapał moje ręce w przegubach. Jego pysk znajdował się teraz parę centymetrów od mojej twarzy. Widziałam błysk gniewu w czerwonych oczach. Ślina zabarwiona krwią prawie dotykała mojego policzka. Rozchylił wargi, warknął złośliwie. To koniec.
Wystarczyłaby sekunda dłużej, a wszystko potoczyłoby się inaczej. Jeden moment, a skończyłoby się moje życie. Usłyszałam tylko świst rozrywający powietrze, zobaczyłam szok malujący się w ślepiach bestii, a później skowyt. Leżąc bez ruchu, widziałam, jak ciemny kształt potwora znika między drzewami uciekając śmierci. Próbowałam myśleć, starałam się zmusić do wyobrażenia, co mogło go wystraszyć, jednak szok spowodowany atakiem był zbyt silny. Nie mogłam ruszyć głową. Kątem oka dostrzegłam, jak coś się do mnie zbliża. Nie byłam w stanie skupić na postaci wzroku. Biła od niej jasność, ciepło.
 Witaj  usłyszałam łagodny, kobiecy głos.  Poczekaj, pomogę ci  zawołała, widząc moją próbę poruszenia się.
Podeszła do mnie, uklękła za moją głową i podparła rękoma moje plecy. Syknęłam z bólu. Z trudem wstałam. Czułam, jak moje mięśnie sprzeciwiają się jakiemukolwiek ruchowi. Nieznajoma zaoferowała mi ramię do oparcia się, jednak, będąc dalej w szoku odsunęłam się gwałtownie, za co zapłaciłam dodatkowym cierpieniem. Stojąc na jednej nodze, próbując utrzymać równowagę, przyjrzałam się kobiecie. Była wysoka i szczupła. Włosy koloru jasnego blond, wpadającego w srebro opadały grubymi strumieniami na plecy, dosięgając aż pośladków. Oczy podkreślone miała czarną kredką, co tylko dodawało ich niebieskiej barwie wyrazu. Widząc jej gruby, biały płaszcz zaczęłam się trząść z zimna.
 Nie bój się mnie  rzekła, wbijając we mnie wzrok.  Tutaj nie jest bezpiecznie, chodź ze mną, pomogę ci.
 Kim jesteś?  szepnęłam, stukając zębami.
Kobieta zdjęła z ramion płaszcz i nałożyła mi go na ramiona. Złapałam dłońmi jego krawędzie, otulając się nim mocno i podziękowałam.
 Mimosa  przedstawiła się.  A ty?
 Viene.
 Powinnam ci opatrzyć nogę - zauważyła, po chwili ciszy.  Nie możemy pozwolić, żeby wdało się zakażenie - uśmiechnęła się nieśmiało.
 Nic mi nie…  zaczęłam, lecz kobieta zagwizdała na palcach, nie zważając na moje słowa.
Zza drzew wybiegł duży, siwy koń. Na widok swej pani potrząsnął z zadowoleniem łbem, ona zaś pogładziła go po szyi. Z juków obok siodła wyjęła butelkę i kilka materiałów. Ruszyła w moim kierunku wolnym krokiem, jakby bała się, że spłoszy mnie, niczym młodego jelonka. Kazała mi oprzeć się o drzewo, sama rozdarła nogawkę spodni i oczyściła ranę, później założyła opatrunek.
 Kiepsko to wygląda  stwierdziła.  Musisz odwiedzić jakiegoś specjalistę.
Kiwnęłam głową, nie zważając na to, że nie widzi mojej twarzy. Podniosła się i spojrzała w moje oczy. Wiedziałam, iż dostrzeże w nich nieufność i strach. W jednej chwili cały mój świat się zawalił. Zniknęło to, w co wierzyłam. Czułam się rozdarta, słaba. Denerwowała mnie moja bezradność. Ten stwór… On był zaprzeczeniem rzeczywistości, jedyną plamą na śnieżnobiałym prześcieradle. Miałam mętlik w głowie.
 Co to było?  wychrypiałam, czując, jak gardło puchnie mi z rozpaczy.
 Wiard  szepnęła Mimosa.  Nigdy nie widziałam, żeby zapuszczały się tak daleko.
 Co? Co to wiard?
Spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
 Nie słyszałaś o nich?
 Nie!  podniosłam głos w nagłym przypływie przerażenia.  Kim ty jesteś? Gdzie jestem? Co się w ogóle stało?
Osunęłam się na ziemie. Czułam rosnącą we mnie panikę. Schowałam twarz w dłoniach i pierwszy raz tego dnia zapłakałam. Wszystkie emocje skumulowały się właśnie na tę chwilę. Strach, ból, cierpienie, nieznane, zimno  wypływały ze mnie razem ze łzami. Mimosa nie podeszła i nie zaczęła mnie pocieszać, za co byłam jej wdzięczna, wolałam sama w ciszy przeżyć wewnętrzne katusze. Kilka długich chwil minęło, zanim podniosłam wzrok na kobietę i pozwoliłam sobie pomóc wstać.
 Wiesz  zaczęła nieśmiało  proponowałabym rozbić obóz, ale nie w tej części lasu. Wyjaśnię ci wszystko, tylko najpierw się prześpij. Nie wątpię, że dzisiejsze zdarzenia mogły cię zszokować…
 Mogły?  wybuchłam.  To jest po prostu sen. Jeden, okropny sen. To nie może się dziać.
Kobieta położyła mi dłoń na ramieniu i uśmiechnęła się nieznacznie.
 Chodź, to naprawdę dobrze zrobi nam obu.
Rozważyłam jej słowa. Emocje i ucieczka, a także rana wydobyły ze mnie większość energii. Zgodziłam się, by nieznajoma objęła mnie w pasie i poprowadziła w kierunku konia. Pomogła mi na niego wsiąść, później sama zajęła miejsce za mną.
 Nie jeździłam nigdy konno  przyznałam się.
 Nie martw się, będę cię trzymać  odparła kobieta. Cmoknęła głośno, na co rumak ruszył do przodu.
Przy każdym ruchu wierzchowca moją nogę przeszywał ból. Zaciskałam jednak zęby, nie wydając z siebie żadnego dźwięku. Całą drogę przebyłyśmy w milczeniu. Mimosa zatrzymała konia przy brzegu niewielkiego jeziora, ze wszystkich stron gęsto porośniętymi różnorodnymi roślinami. Pomogła mi zsiąść ze swojego zwierzęcia. Wyciągnęła z juk maty i rozłożyła na ziemi. Nazbierała trochę drewna, żeby rozpalić niewielkie ognisko. Kobieta kazała mi się przespać, ona zaś przyznała sobie nocną wartę. Nieufnie zamknęłam oczy. Zmęczenie wzięło nade mną górę i już po chwili odpłynęłam. 
Nomida zaczarowane-szablony