23 kwi 2016

Rozdział XI

Szok. Niedowierzanie. Strach.
Obóz w jednej chwili został postawiony na nogi. Ludzie biegali, chwytając w dłonie wszystko, co mogło służyć za broń  od kamieni, poprzez proce i łuki, po miecze i włócznie. Słyszałam krzyki i nawoływania. Kilka razy ktoś szturchnął mnie ramieniem, czasem niechcący kopnął. Nie było żadnej organizacji, wszyscy ustawiali się, jak chcieli, następując i wpadając na siebie. Szybko zbito się w ciasną grupkę, uzbrojoną po zęby.
Stałam w miejscu. Nie ruszyłam się ani na krok. Nie wiedziałam co mam robić, czym się zająć. Przeszywały mnie lodowate dreszcze, spowodowane przerażeniem. Bałam się. Co, jeśli znów mnie złapią? Co, jeśli tym razem mnie zabiją? Serce biło mi jak szalone. Mrugałam szybko, próbując powstrzymać oczy przed wypuszczeniem słonych kropel wody. Jak to możliwe, że tak szybko nas znaleźli?
 Vie! Chodź tu do cholery!
Matt machnął mi ręką przed oczami. Otrząsnęłam się i poszłam za nim. Wcisnął mnie w środek tłumu, a sam znalazł się na przedzie grupy. Widziałam, jak dłonie ludzi wkoło trzęsą się. Palce bielały pod wpływem silnego ścisku broni. Byli przerażeni tak samo, jak ja. Podniosło mnie to na duchu. Nienawiść do elfów łączyła nas wszystkich. Szeptali między sobą, próbując, choć odrobinę dodać sobie odwagi. Zacisnęłam dłoń na zielonym wisiorku, który zawiesiłam sobie poprzedniego dnia na szyi, próbując opanować targające mną emocje.
Przeciągłe wycie rozbiło panującą w lesie ciszę w drobny mak.
Czy to wiardy? Elfy z nimi współpracują?
Strach w tłumie był wręcz namacalny. Jego gęste kłęby otaczały nas z każdej strony. Czułam jego obrzydliwie słodki zapach.
Kolejne wycie wypełniło przestrzeń, a zaraz po nim odezwało się kolejne, z innej strony. Byliśmy otoczeni. Dotarło to do każdego. Wszyscy zbliżyli się do siebie jeszcze bardziej. Syknęłam, kiedy czyjaś stopa nadepnęła na moją. Szepty przemieniły się w niespokojne, pełne przerażenia krzyki.
 Spokojnie, ludzie!  zawołał ktoś. Poznałam po głosie, że to ten sam mężczyzna, który nawrzeszczał na Matta.  Wyprostujcie się! Trzymajcie mocno broń! Niech nie widzą waszego strachu! Będziemy walczyć o życie! Nie oddamy się łatwo!
Kilka osób nieśmiało zawtórowało mężczyźnie. Mimo że panika nie opadała, to również nie zauważyłam jej wzrostu. Konie parskały zdenerwowane. Próbowały uwolnić się od drzewa, do którego były przywiązane.
Wycie przemieniło się w pobliskie warczenie. Zza pni wyszedł ogromny wilk. Jego sierść była koloru srebra z niewielkimi przejaśnieniami na pysku i łapach. Bursztynowe oczy spoglądały bystro na zebranych ludzi. Gdy mój wzrok powędrował na jego grzbiet, przeżyłam szok. Dosiadała go niesamowita postać. Z początku nie mogłam założyć, czy to jeden z nas, czy elf. Jednak prędko doszłam do wniosku, że człowiek nie mógłby być tak majestatyczny. Twarz o ziemistym kolorze zdobiły różnobarwne kreski i kropki, układające się w unikalny, piękny wzór. Oczy miał jakby ze złota, lekko skośne, a nad nimi wyraźne zaznaczone brwi. Włosy skrywał pod zielonym kapturem. W jednej z dłoni widniała włócznia o białym grocie, przyozdobionym u nasady szafirową wstążką.
Zaraz obok niego pojawili się kolejni jeźdźcy, dosiadający równie ogromnych, różnobarwnych wilków. Zwierzęta nie miały siodeł ani uzd. Elfy trzymały jedynie skrawek sierści tuż nad karkiem, by utrzymać się na ich grzbiecie. Bestie powarkiwały cicho, marszcząc nosy i ukazując ostre zęby.
Nie były to te same elfy, które więziły ludzi. Różniły je od nich kolor skóry, ubiór i kształt uszu. Te miały je mniejsze i tylko delikatnie zaostrzone na końcu. Poczułam lekką ulgę, jednak napięcie w grupie nie zmniejszyło się. Czy oni też pragną naszej śmierci? Czy są równie złe i podstępne jak Nocne? Plątanina myśli wypełniała moją głowę, powodując zwiększenie się poziomu przerażenia. A jeśli są gorsze?
 Czego chcecie?  wołanie jednego z wojowników spowodowało, że osoby obok mnie zbiły się w ciaśniejszą grupę.
Odpowiedziała mu cisza. Elfy dumnie wyprostowane siedziały na wilkach, poza mrugnięciami nie wykonując ani jednego ruchu. Wyglądały jak posągi. Niezwykłe, emanujące magią rzeźby.
 Zostawcie nas w spokoju!  kolejne wołanie przyniosło ten sam skutek co poprzednie, czyli żaden.
 Nie chcemy walczyć  po długiej ciszy zabrzmiał kobiecy głos.  Szukamy sojusznika.
Najbliżej stojące wilki rozstąpiły się. Spomiędzy nich wyszedł kolejny, czarny jak smoła, z fioletowymi refleksami na gęstym, długim futrze. Jego oczy były białe, bez zaznaczonej źrenicy. Stwierdziłam, że musi być ślepy. Na jego grzbiecie siedziała starsza kobieta. Cera blada jak papier mocno kontrastowała z hebanowymi oczyma. Srebrnoszare włosy zaplecione miała w gruby warkocz. Ciało pokrywał zielonkawy płaszcz. Liczne zmarszczki pokrywały jej twarz, jednak nie dodawały jej babcinego ciepła, a jedynie świadczyły o latach doświadczenia i pewności siebie. Jej wzrok wędrował po naszych twarzach.
 Dlaczego mielibyśmy rozmawiać z elfami?  zagrzmiał przywódca gromady ludzi.
 Bo razem możemy stworzyć coś niezwykłego  odpowiedziała. Jej głos brzmiał niesamowicie poważnie.  Potrzebujemy siebie nawzajem. Nocni nie wybijają tylko was, ale również kierują swe siły przeciwko nam.
 Jesteście elfami! Tak jak oni!
 Owszem. Jednak każdy elf jest inny. Nie jesteśmy Nocnymi. Nasza siła jest dzieckiem natury.
 Co was niby od nich różni? Skąd mamy wiedzieć, że zaraz nas nie wybijecie albo nie wydacie tamtym?  zadał pytania ktoś inny.
 Zwą nas Oczami Drzew. Nie jesteśmy mordercami ani mścicielami. Pragniemy jedynie pokoju. Pomóżcie nam, a my wesprzemy was.  
Wokoło zabrzmiały szepty. Rozglądałam się zdezorientowana po tłumie. Kim oni są?
 Nie sądziłem, że naprawdę istniejecie  oznajmił jeden z ludzi.
 Mało jeszcze wiesz, chłopcze  odpowiedziała elfia dama.  Porozmawiamy w mniejszym gronie?  zapytała, zwracając swoje słowa ku ludzkiemu przywódcy.
Dostrzegłam kiwnięcie głowy. Kobieta ześlizgnęła się z gracją z grzbietu wilka. Pogłaskała go po długim pysku. Podobnie uczyniło dwóch podobnych do niej mężczyzn. Ruszyli ku namiotowi wskazanemu przez człowieka. Pozostałe bestie pozostawały w bezruchu, od czasu do czasu machając ogonem lub węsząc. Ich jeźdźcy wpatrywali się tępo przed siebie, wiedziałam jednak, że czujnie obserwują obóz.
Nikt nie opuścił broni. Atmosfera z lekka się rozluźniła, ale wszyscy trwali w stanie gotowości. Słyszałam, jak jedna z osób krytykuje sposób przybycia elfów. Dlaczego nie wysłali posłańca, tylko otoczyli zamieszkany przez nas obszar? Również miałam wątpliwości co do uczciwości gości. Bałam się ich i tego, co mogą zrobić.
Usiadłam na jednym z prowizorycznych krzeseł w postaci kawałka drzewa. Moje myśli dryfowały pomiędzy wspomnieniami a teraźniejszością. Czy moi rodzice mnie choć trochę kochali, czy oczekiwali tylko, że zastąpię Ashley? Czułam ból w klatce na samo wspomnienie słów Matta. Zostałam adoptowana, by zostać Strażnikiem. Czy tylko po to? Kim w ogóle są Strażnicy? Co miałabym robić? Z góry założyłam, że nie poradziłabym sobie w tej roli. Nie należałam do odważnych osób, potrafiłam walczyć tylko wtedy, gdy było to ostatecznością. Sport nie posiadał miejsca w karcie moich zainteresowań. Wątpiłam, by kiedykolwiek mógł się tam znaleźć. Łączyłam tę funkcję właśnie z dobrą kondycją i koordynacją ruchową, których, niestety, ja nie posiadałam.
Matt. Na samo wspomnienie poczułam ciepło jego dłoni, delikatnie głaskających moje ręce i pełne blasku spojrzenie, jakim obdarzał mnie za każdym razem. Starałam się odtrącić wszelkie myśli o nim, jednak te wracały, powodując dziwne kłucie w okolicy serca. Nie chciałam, by mnie pokochał. Nie chciałam, by pomyślał o mnie inaczej niż jako o przyjaciółce. Nie powinno mu tak zależeć. Wiedziałam, że ja nie byłabym w stanie się w nim zakochać. Nie wierzyłam w miłość. Nie wierzyłam w szczęśliwe związki i piękne zakończenia.
Wciągnęłam zimne powietrze w płuca. Może tylko mi się wydaje, że Matt coś do mnie czuje? Może po prostu o mnie dba? Może wszystko wyolbrzymiam? Westchnęłam.
 O czym tak rozmyślasz, piękna?
Mój wzrok padł na przybysza. Jasne oczy spoglądały na mnie spod brązowych, skołtunionych włosów. Dawny więzienny sąsiad znowu uraczył mnie swoją obecnością.
 Nie wyglądasz na zadowoloną  zauważył.  Jestem Anthony  przedstawił się.
 Viene  szepnęłam, odwracając wzrok.
 Co u ciebie słychać, słodka Viene?  sięgnął po jeden z kawałków drewna i usiadł naprzeciwko mnie.
 Nic.
 Rozumiem. W naszym świecie, jeśli kobieta mówi „nic”, to na pewno o coś musi chodzić  zaśmiał się.  Nie chcesz mówić, to nie mów, ale jak coś, to moje ramię chętnie posłuży za chusteczkę.
Mimowolnie uniosłam kąciki ust. Nie zamierzałam zwierzać się obcemu mężczyźnie z nic nieznaczących miłosnych rozterek. Tym bardziej nie chciałam mówić o rodzicach. Rany na moim sercu były zbyt świeże i bolesne. Poza ty, co go mogło obchodzić życie osobiste nastolatki. Może jest coś, czego warto się od niego dowiedzieć?
 Wiesz coś może, o tych elfach?  zapytałam, próbując przybrać silny ton.  W sensie… Skąd są i czego od nas chcą?  Wpatrywałam się w schowaną pod ogromną ilością włosów twarz rozmówcy.
 No coś wiem  rzekł.  Zacząć by od tego, jak powstały Nocne Elfy…
 To już wiem  przerwałam mu.  Słyszałam historie o gwiazdach i nadawaniu imion.
 No dobrze  zastanowił się.  O wojnie z tego, co widziałem, też słyszałaś — kiwnęłam głową.  No to zostaje mi opowiedzieć ci o tym, co było po niej.
Te elfy, którym udało się uniknąć śmierci, zawędrowały w odległe rejony świata, tam, gdzie jeszcze nikt się nie zapuścił. Część z nich kryło się wśród niewielkich ludzkich osad. Przycinali sobie uszy, by choć trochę ukryć swoje pochodzenie. Praca i odmienny tryb życia sprawiły, że ich mięśnie zaczęły się rozrastać, a ich dzieci rodziły się niższe, bardziej przypominające człowieka niż elfa.
Tam też doszło do pierwszych skandali. Rasy mieszały się ze sobą. Ludzka kobieta zostawała żoną elfa albo elfi mężczyzna poślubiał ludzką kobietę. Krzyżowanie się było w tamtych czasach zakazane. Toż kto to widział, by najwspanialsza z istot żyła obok parszywego człowieka, a co dopiero miała z nim dzieci. Jednak, wybacz określenie, ilość kundli wzrastała, aż w końcu było ich tak wiele, że tworzyli całkiem nową rasę. Nocni nigdy jej nie zaakceptowali. Uważają ich za równym nam  zwykłym ludziom. Dążyli i wciąż dążą do ich wybicia.
Ukryli się w lasach znajdujących się przy najdalszej granicy tego świata. Setki lat wśród roślinności, dziczy, z dala od innych społeczeństw, sprawiły, że wręcz zlali się z drzewami. Nauczyli się żyć od nowa. Założyli cywilizację. Ich miasta znajdują się wysoko wśród koron drzew, ukryte tak dobrze, że prawie niemożliwe jest, by je dostrzec. Oswoili zwierzęta, zresztą widzisz te ogromne wilki, na które rozwój nowych mieszkańców lasu również miał działanie. Stąd ich wzrost. Po części wciąż są dzikie. Nie pozwolą dotknąć się nikomu poza swoim jeźdźcem, chyba że tamten się na to zgodzi.
Są dobrzy. Przynajmniej za takich uchodzą. Nie obawiałbym się z ich strony ataku, czy zdrady. Weź jeszcze pod uwagę fakt, że jednak mamy wspólne korzenie  szeroki uśmiech ozdobił jego twarz.  Będzie dobrze, zobaczysz.
 A dlaczego nazywają siebie Oczami Drzew?  zmarszczyłam brwi.
 Bo spoglądają na świat z ich gałęzi  powiedział.  To jest taka metafora. Utożsamiają się z lasem i chcą być do niego porównywani. Cóż poradzić, taka elfia natura. Najważniejsze dla nich, to żeby ich nazwę fajnie się wypowiadało.
Parsknęłam śmiechem. Anthony wydawał się zabawnym człowiekiem, jednocześnie inteligentnym. Poczułam sympatię do jego osoby. Historia przez niego ukazana łączyła się  z opowieścią Rose, jak również przedstawieniem elfów przez Mimose. Czy to wszystko jest prawdą? Miałam wrażenie, że wciągnęła mnie jedna z licznie czytanych przeze mnie książek. Z opowieści na opowieść ten świat stawał się coraz bardziej absurdalny, jednocześnie pociągał mnie jeszcze bardziej. Gdyby nie te wszystkie chęci zamordowania mnie, to mogłabym tu nawet zostać.
 A wiesz coś o Żywych Kronikach?  dopytywała się.
 Niewiele, pewnie tyle, co ty, że po prostu są i znają całą historię świata. Do tego nieczęsto można je spotkać i są długowieczne.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy. Płatki śniegu wirowały leniwie w powietrzu, przyśpieszając gwałtownie przy nagłych porywach wiatru. Objęłam się ramionami, kiedy chłodny powiew uderzył we mnie, powodując dreszcze. Byłam wdzięczna za te kilka swetrów, dzięki którym mogłam skryć nagą skórę przed mrozem.
Słońce kryło się z wolna za horyzontem. Jego ciepłe promienie tańczyły na płachtach namiotów i twarzach ludzi, ale omijały z daleka postacie elfów. Zdawały się przenikać przez ich sylwetki, jakby ich skóra była przezroczysta. Przyglądałam się im badawczo. Zastanawiałam się, czy marzną, czy czują chłód. Wyglądało na to, że zimno im nie przeszkadza, a nawet go nie odczuwają. Ludzie w tym czasie zaczęli kotłować się wokół ogniska chcąc, choć odrobinę się ogrzać. Próbowałam wypatrzeć Matta, lecz zapewne wraz z dowódcą zniknął w jednym z namiotów.
 Kim jest ten mężczyzna, który rozmawiał z elfami?  zapytałam.
 Kell Parker, ktoś w rodzaju naszego przewodnika, zna tę krainę jak nikt inny z ludzi  powiedział Anthony.  Jest potomkiem Alladora  dodał po chwili.
 Musi mieć wielu wrogów  zauważyłam.
 I równie wielu przyjaciół. Elfy go nienawidzą, a ludzie kochają. Możesz mu ufać, chociaż uważaj na słowa, ma gość charakterek.
 Widziałam, jak wydarł się na Matta.
 Ma powody. Martwi się o nas. Na niczym mu tak nie zależy, jak by wyjść spod tyranii elfów. Jego złość nie wynikała tyle, co ze straty wojowników, ale ze straty znajomych.
 Nie wiedziałam  szepnęłam.
 Skąd miałaś? Ma jednak rację, to było bez sensu. Gdyby Matt tak bardzo się nie pośpieszył, to znaleźlibyśmy inny sposób, by was uwolnić. Chłopakowi chyba bardzo na tobie zależy  uśmiechnął się.
Zmusiłam się do odwzajemnienia gestu. Oby nie za bardzo.
Nagle wszyscy wstali, wpatrując się w wejście do namiotu. Widziałam, jak Matt przytrzymuję materiał, tworzący prowizoryczne drzwi, a obok niego przechodzi elfka, za nią Kell i pozostali uczestnicy narady. Kobieta wymieniła szybkie spojrzenie z przywódcą, ten kiwnął głową. Odwrócił się przodem do tłumu.
 Przyjmiemy propozycję Oczu Drzew  powiedział, powodując poruszenie wśród ludzi.  Postanowiliśmy przenieść obóz do ich miasta…
 Co, jeśli to pułapka!?  krzyknął ktoś, a reszta ochoczo przytaknęła.
 Wspólny wróg nas jednoczy  rzekł.  Oboje chcemy tego samego. Czy nie pragniecie zemścić się za wielokrotne morderstwa naszych ludzi? Teraz możemy mieć na to szansę! Nie musimy im od razu ufać. Stwórzmy armię, dzięki której zdołamy przywrócić dawny pokój! Nie chcecie wolności? Nie chcecie móc wychowywać dzieci w spokoju i szczęściu? Sami nie zdołamy się wyzwolić. Jednak razem będziemy mogli to zrobić. Kto jest ze mną!?
Odpowiedziały mu liczne wołania.
 W takim razie pakujcie się! Wyruszamy wraz z nadejściem nocy.
Ludzie zaczęli się przepychać, by jak najszybciej dotrzeć do swoich dorobków i prędko poskładać namioty. Wszystko, co było moje, miałam już na sobie, siedziałam więc nadal, grzebiąc patykiem w śniegu.
 Vie  Matt kucnął przede mną, wpatrując się pełnymi blasku oczami w moją twarz.  Weźmiesz konia, dobrze? Ja muszę iść na czele ludzi, ale nie chcę, żebyś szła pieszo.
 Poradzę sobie  odparłam. Jego troska mnie przytłaczała.  Zresztą, nie umiem jeździć.
 Wiem, ale zrób to dla mnie, jeździłaś już, dasz radę  jego mina przybrała formę smutnego pieska.  Proszę cię.
 No dobra  szepnęłam, odwracając wzrok.
 Dzięki!  chłopak nachylił się nade mną i pocałował w policzek. Poczułam gorąco spływające na moją twarz.  Weźmiesz tego czarnego z blizną na czole. I przypnij moją torbę do siodła.
Rzucił plecak o ziemię, posłał mi ostatni uśmiech i odszedł. Wzięłam bagaż w dłonie. Wolno ruszyłam w kierunku koni, wymijając plączących się w jedną i drugą stronę ludzi. Stanęłam twarzą w twarz z ogromnym zwierzęciem. Oczy, czarne niczym bezgwiezdna noc, spoglądały na mnie wyczekująco. Z lekką obawą dotknęłam jego gładkich chrap.
 Jesteśmy na siebie skazani  szepnęłam.
Jeden z chłopców pomógł mi osiodłać konia, przypiął torby do siodła. Wdrapałam się na grzbiet zwierzęcia. Nie musiałam kierować wierzchowcem, sam z siebie podążył za stadem. Czekała nas długa droga. Co czyha na jej końcu?

*************************************************

Hej ;>
Rozdział jest raczej spokojny, wprowadzający w dalszą opowieść, w której będzie więcej akcji. ;) 
Miłego czytania!
Pozdrawiam. ;>
            
Nomida zaczarowane-szablony