10 kwi 2016

Rozdział X

Mrok spowijał las. Drzewa wydawały dziwnie skrzypiące odgłosy, powodując dreszcze na moim ciele. Gęsta mgła nie pozwalała dostrzec nic, co było położone dalej, niż na krok ode mnie.
Zahukała sowa.
Zatrzymałam się, wytężając wzrok. Czy aby na pewno sowa? Bałam się. Objęłam się ramionami. Nie czułam zimna. Jedynie przerażenie. Gdzie jestem? Co tu robię?
Postąpiłam kolejny krok. Potem jeszcze jeden. Poganiana kolejnymi strasznymi odgłosami przyśpieszyłam. Po chwili biegłam. Sus za susem pokonywałam coraz szybciej kolejne skrawki trasy. Prześladowało mnie pewne przeczucie.
Coś jest nie tak.
Oglądnęłam się za siebie. W mroku dostrzegłam błysk czerwonych ślepi. Moje serce rozpoczęło morderczy sprint. Brakowało mi już tchu. Co moment spoglądałam w tył. Kolejne krwawe spojrzenie posłane w moim kierunku.
Odbiłam się mocno od ziemi. Poczułam rwący ból w łydce. Potem dotyk zimnej trawy na twarzy. Leżałam na ziemi, głośno dysząc. Podniosłam wzrok. Mgła opadła. Przede mną rozciągała się, skąpana w ognistym świetle równina. Miliony ciał nakładało się na siebie. Dostrzegłam szpiczaste uszy elfów, zwyczajne twarze wieśniaków.
Usłyszałam wycie. Przetoczyłam się na plecy. Zaledwie o skok ode mnie stał wiard. Nie spuszczał swych krwistych ślepi z mojej twarzy. Podniósł się z czworak, wyginając wargi w parszywym uśmiechu. Jego pysk spłaszczył się, włosy znikały, uszy skurczyły się do tych ludzkiej wielkości. Po chwili stał przede mną chłopak, blondyn o zielonych oczach.
Matt?  chciałam szepnąć, lecz z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk.
 Vie  zaśmiał się. Jego oczy powtórnie przybrały czerwoną barwę. Wargi rozchyliły się, ukazując rządek ostrych zębów. Silne łapy zgięły się, by chwile potem unieść się nad ziemię. Paszcza rozwarła się szerzej, zaciskając się na mojej szyi…


Otworzyłam oczy. Moja klatka piersiowa unosiła się przy gwałtownych oddechach. Ból przeszywał moją nogę, jak również szyję. Cóż za przerażający sen.  Dotknęłam zranionego miejsca. Wyczułam strużkę cieczy, spływającą powoli ku poduszce, na której leżałam. Spojrzałam na palce. Krew. Zapewne coś mnie ugryzło. Wykonałam serię uspokajających wdechów. Podniosłam się do pozycji siedzącej.
Znajdowałam się w ogromnym namiocie z ciemnego płótna. Podłoże wyłożone było grubą warstwą kocy i skór, mających za zadanie zatamować, ciągnące od ziemi zimne powietrze. Wraz ze mną pomieszczenie dzieliło kilka kobiet w różnym wieku, od nastolatek po starsze panie.
Dosiadając czarnego rumaka, po kilku godzinach jazdy, dotarliśmy z Mattem do obozu, postawionego przez ludzi. Było ich tu kilkaset. Grupę tworzyli głównie uciekinierzy. Wszyscy w jakiś sposób byli powiązani z elfami, głównie wyzwolili się z niewoli. Były to jedyne informacje, jakie zdążyłam wyciągnąć od przyjaciela. Moje wyziębione i zmęczone ciało, szybko straciło kontakt ze światem, oddając się w objęcia snu.
Budziłam się co moment, mając przed oczami twarz zabitego przeze mnie strażnika. Kto by pomyślał, że zabójstwo może mieć taki wpływ na psychikę normalnego człowieka. Drżałam na samą myśl o tym, kim się stałam. Zwykłym mordercą. Pomimo świadomości, że popełniłam zbrodnię w obronie własnej, nie potrafiłam wyrzucić z głowy poczucia winy. Co mnie jeszcze czeka? Czy będę zmuszona zabić kogoś jeszcze? Nie chciałam o tym myśleć. Nie chciałam czuć tego bólu, wypełniającego moją klatkę piersiową, przy każdym wspomnieniu zabójstwa.
Przez cienką płachtę namiotu dostrzegłam przygaszone promienie słońca, tańczące swobodnie po materiale. Godzina była już późna. Zepchnęłam z siebie skórę. Poczułam nagły powiew zimna na nagich ramionach. Matt zadbał o to, by dano mi grube ubrania, które leżały teraz obok mojego posłania. Znalazłam wśród nich kilka swetrów i spodnie, pokryte od wewnątrz ciepłym, miękkim puchem. Dostałam również o parę rozmiarów za duże buty. Jednak lepsze to niż nic.
Ubrana w kilka warstw odzieży uchyliłam materiał, osłaniający wejście do namiotu. Z początku oślepiła mnie przeraźliwa jasność. Po chwili byłam w stanie dostrzec morze śniegu, tworzącego grubą, nieprzeniknioną pierzynę. Światło odbijało się od niego, tworząc rażące, choć przyjemne dla oka, tęczowe refleksy. Słyszałam śmiechy i głośne rozmowy, dochodzące zza innych namiotów. Ruszyłam w tamtym kierunku, starając się nadeptywać na pozostawione już przez kogoś ślady.
Okolica była cicha. Poza pojedynczymi piosenkami śpiewanymi przez małe ptaszki i szumu wiatru, który zwinnie tańczył między licznymi drzewami, nie można było usłyszeć nic więcej. Ogromna ilość namiotów została rozmieszczona między potężnymi pniami, wszystkie w szarych barwach. Zajmowaliśmy dużą powierzchnię, jednak nie na tyle wielką, by przyszło mi na myśl, że może się tu ukrywać kilkaset osób. Gdzieś pośrodku tego miejsca wytyczono mały plac, gdzie usytuowane było ognisko, oraz można było dostać swoją porcję prowiantu.
Na miejscu dostrzegłam niewielką grupkę ludzi. Wśród nich siedział Matt. Rozmawiał ze starszym mężczyzną, który machał przed nim ramieniem, pozbawionym dłoni. Wzdrygnęłam się na sam widok. Kalectwo to coś przerażającego. Przeszło mi przez myśl, że na miejscu starca zapewne bym sobie nie poradziła. Byłam pod wrażeniem tego, iż znalazł się w grupie uciekinierów i widocznie uraz mu nie przeszkadzał.
Zawsze zaskakiwali mnie ludzie, którzy mimo niesprawności potrafili żyć dalej. Czy bez ręki, czy nogi, czy sparaliżowani  żyli tak, jak potrafili najlepiej. Być może ich istnienie miało większy sens niż moje.
Matt spojrzał w moim kierunku i uśmiechnął się na mój widok. Odwzajemniłam gest. Widziałam, jak mówi coś do towarzysza rozmowy i po chwili ruszył w moją stronę. Miał na sobie kurtę i najzwyklejsze jeansy. Włosy, już lekko przydługawe, zawijały się w maleńkie loczki na jego czole i przy uszach. Na twarzy widniały liczne zadrapania i niewielkie blizny.
 Jak ci się spało?  zapytał.
 Dobrze  mruknęłam.  Przydałaby mi się kąpiel  zauważyłam. Moje włosy były skołtunione i przetłuszczone. Ciało zdawało się wręcz lepić od potu i brudu. Czułam się fatalnie.
 Wiem  Matt przyjrzał mi się od stóp do głów.  I tak jesteś piękna  puścił mi oczko.
Otworzyłam usta i zaraz je zamknęłam. Speszył mnie. Nie przywykłam do słuchania komplementów. Miałam pewien okres w życiu, kiedy chorowałam na anoreksje. Wiele osób myślało, że takie osoby są przeraźliwie chude. To nieprawda. Tacy ludzie po prostu widząc się w lustrze, mają się za grubych i nieatrakcyjnych, każdy nowy kilogram powoduje pogorszenie humoru, a zrzucenie go daje złudne uczucie szczęścia. Słysząc, że jestem szczupła, czułam swego rodzaju dumę, jednak wciąż miałam się za zbyt grubą. Dążyłam do doskonałości, której nie można było osiągnąć.
Mimo że usłyszałam od Matta, że wyglądam dobrze, czułam się jeszcze gorzej. Co z tego, iż ma mnie za ładną, skoro dla siebie nie jestem taka? Niska samoocena niszczy życie. Będąc w sierocińcu, przemierzałam szare korytarze z opuszczoną głową. Byle nikt mnie nie zauważył ani nie zaczepił, by nikt nie zwrócił uwagi na moją niedoskonałość.
 Porozmawiamy?  Matt przerwał krępującą ciszę.  Wydaje mi się, że chciałabyś się dowiedzieć co nieco o tym miejscu i w ogóle, o tym świecie.
Kiwnęłam nieznacznie głową. Chłopak chwycił moją dłoń i poprowadził w kierunku jednej z prowizorycznych ławek. Usiedliśmy obok siebie, jednak na tyle daleko, by nie stykać się ramionami.
 Co tu robisz?  zapytałam, zmuszając się do podniesienia wzroku na jego przystojną twarz.
 Nie pamiętam dokładnie  zaczął.  Byłem w lesie, wróciłem do domu, zobaczyłem Aschley i Jaspera. Szukałem cię. Jednak nie znalazłem. Ślady prowadziły w kierunku lasu. Potem odnalazłem odciski kopyt. Domyśliłem się, co się stało. Pochowałem twoich rodziców. Usunąłem jakiekolwiek ślady zbrodni…
 Słucham?  szepnęłam.  To powinno się zgłosić na policję! Przecież doszło do morderstwa.
 Wiem, Viene. Jednak to o wiele bardziej skomplikowana sprawa. Oni nie wiedzą o tym świecie i nie mogą się dowiedzieć. Zdajesz sobie sprawę, ile by to zmieniło? Odnajdziemy zabójców twoich rodziców, obiecuję. Tylko proszę cię, utrzymaj tę sprawę w tajemnicy.
 A czy oni… wiedzieli?
 O tym świecie? Tak.
 Skąd? Dlaczego się nie bronili?
 Słyszałaś o tym, że jest kilka wejść, przez które można się tutaj znaleźć?  przytaknęłam.  To wiedz również, że każde takie wejście ma swoich Strażników. Twoi rodzice nimi byli.
 Strażnikami?  nie mogłam zrozumieć, o czym on mówi.
 Tak. Pilnują, żeby żadna nieproszona istota nie przekroczyła granicy. To zbyt niebezpieczne. Przy każdym przejściu stoi ich przynajmniej dwóch. W tym wypadku byli to Aschley i Jasper.
 Dlaczego mi nie powiedzieli?  czułam się coraz bardziej przybita. Tyle tajemnic mnie otaczało. Byłam wśród ludzi, o których myślałam, że mogę im ufać, mimo krótkiej znajomości. Okazywało się, iż to ci najbliżsi ukrywają najwięcej.
 Nie mogli  westchnął.  Mieli to zrobić po skończeniu przez ciebie osiemnastu lat.
 Co? Niby dlaczego wtedy?
 Aschley umierała, został jej może rok życia. Potrzebowali kogoś, kto szybko mógłby ją zastąpić. Mieli cię nauczyć walczyć i uświadomić o tym wszystkim. No, ale jak widzisz, nie zdążyli.
Spojrzałam na niego, czując ścisk w gardle. Aschley chorowała? Jak to? Myślałam, że najgorsze już za mną, okazało się inaczej. Wszystko, co było, co się zdarzyło, wciąż pozostawało ukryte pod warstwą tajemnic. Miałam zostać Strażnikiem?
Próbowałam się uspokoić, biorąc kilka głębokich wdechów.
 Dalej nie wiem, jak się tu znalazłeś  upomniałam chłopaka, wypierając informacje o moich rodzicach z myśli.
 A no tak  zagryzł wargę.  Poszedłem za mur. Swoją drogą, głupio postąpiłaś, idąc w tę stronę. Mogłaś biec do ulicy albo zamknąć się gdzieś. Tutaj wcale nie byłabyś bezpieczniejsza. Zresztą sama widzisz.
 Dziękuję za tą niezbędną informacją  warknęłam.
 Nie ma sprawy  mrugnął.  Wracając, to mówiłem ci, że wiele razy tu przebywałem. Mam znajomości. Dowiedziałem się o twoim pojmaniu i możliwości kary. Tylko musiałem czekać, aż dojdzie to do skutku.
 Wiedziałeś, gdzie jestem przez ten cały czas i nic z tym nie zrobiłeś?  poczułam się zdradzona.
 Czyli miałem rzucić się samotnie na miasto, by wydobyć księżniczkę z lochów?  podniósł głos.  Doprawdy, świetny pomysł. Gratuluję wyobraźni. Teraz oboje opalalibyśmy się rozczłonowani w cudownych promieniach słoneczka.
Rumieńce pokryły moją twarz. Nie pomyślałam o tym. Kolejne informacje wypełniały mój umysł po brzegi, powodując mętlik.
 Przepraszam  powiedziałam.  Po prostu nie wiem co o tym wszystkim sądzić.
 Wiem – westchnął. Jego dłoń odnalazła moją. Ścisnął lekko, posyłając mi smutny uśmiech.  Znalazłem ludzi. Wiedziałem, że stacjonują w pobliżu. Od dłuższego czasu zbiera się tutaj armia. Te morderstwa trwają już kilka dobrych miesięcy. Toliman każe wyłapywać wszystkich, ale z karami nigdy nie wychodził poza mury miasta. Miałaś szczęście. Złapali mnie dzień przed egzekucją. Ustaliliśmy gdzie i o której ma się odbyć procesja. Udało nam się was odbić.
 Dlaczego dałeś się pojmać, nie mogło odbyć się bez tego?
 Chciałem, żebyś mnie zobaczyła. Pragnąłem dać ci cień nadziei. Cieszę się, że cię odzyskałem, jakkolwiek to brzmi  jego zielone oczy zabłysnęły.
 Dziękuję.
 Gdybym musiał, zrobiłbym to jeszcze raz  spojrzał na mnie.  Jesteś warta więcej.
 Nawet mnie nie znasz – szepnęłam łamiącym się głosem. Ta sytuacja zaczęła mnie przerastać.
 Takie rzeczy się po prostu czuje  jego palce delikatnie gładziły przegub mojej dłoni. Serce biło mi jak szalone. Musiałam to jakoś zatrzymać.
 O… Opowiedz mi coś o tych Strażnikach  wyjąkałam.
Matt odwrócił wzrok. Wyrwałam rękę pod pretekstem odgarnięcia włosów z twarzy.
 Mają za zadanie pilnować, by nikt nie przekroczył granicy, poza innymi Strażnikami lub posłańcami. Służbę zaczyna się, będąc pełnoletnim, dopóki siły pozwalają. Muszą być sprawni. Kiedyś istniały specjalne szkoły dla Strażników. Jednak zostały zniszczone przez elfy. Dostały się za granicę. Nie wiem jakim cudem przetrwały, musiały być pod ochroną naprawdę potężnego czarownika. I od tamtego czasu uczy się ich po prostu z pokolenia na pokolenia. Rodzice uczą dzieci i tak dalej.
 A ty kim jesteś?
 Też należę do Strażników, ale jakby nie jestem nim bezpośrednio. Umiem w miarę walczyć i wiem, gdzie są przejścia, jednak nie mógłbym stacjonować wciąż w jednym miejscu. Za bardzo lubię wędrować. Jak się wczoraj bawiłaś?
 Bawiłam? – spiorunowałam go spojrzeniem.  Serie zabójstw nazywasz zabawą?
 Viene, nie odbieraj tego tak. To wojna, a podczas wojny nie ma zabójstw. Jest tylko obrona siebie i bliskich ci osób. My ich nie napadamy, nie zabijamy dla zabawy,  ani z zemsty.
 Może oni też mają w tym swój własny, ważny cel?  zapytałam.
 Może, ale patrz, jak traktują ludzi. Nie zadręczaj się, nie ma czym.
 Kiedy ja nie mogę nawet spać!  wybuchłam. On mnie nie rozumiał. Poczułam nagłą odrazę. Jak można uważać zabójstwa za dobre? Co z tego, że w obronie. Każdemu powinno się dać szansę na zmianę, a ci, co giną, jej nie dostają.
 Vie, posłuchaj…
 Matt! – wołanie zagłuszyło wypowiedź chłopaka.  Wrócili!
Chłopak podniósł się gwałtowni z zamiarem pójścia w kierunku głosu. Jednak szybko się opamiętał i spojrzał na mnie.
 Skończymy później, dobrze?  zapytał i nie czekając na odpowiedź, odszedł.
Wstałam i ruszyłam za nim. Rozczarowała mnie jego postawa. Musiałam, mimo to trzymać go blisko przy sobie. Był jedyną osobą w obozie, jaką znałam i jedyną, której potrafiłam zaufać.
Na placu, wokoło ogniska zebrała się spora grupa ludzi. Wszyscy stali, szepcząc między sobą. Matt przedarł się przez tłum, a ja powędrowałam za nim. Dostrzegłam kilka koni, na nich siedziało po dwie do czterech osób. Z pysków zwierząt sączyła się piana. Były wycieńczone.
 Dziesięciu już nie wróci  powiedział jeden z jeźdźców, zeskakując na ziemię. — Ta durnowata misja była bez sensu.  Jego wzrok padł na Matta.  Straciliśmy pięciu walczących i pięciu więźniów. Czy twoim zdaniem to było tego warte!?  palec odziany w rękawiczkę wylądował na klatce chłopaka.  Uratowaliśmy niewiele więcej. I co z tego, skoro to zwykłe szuje, nieumiejące nawet trzymać miecza w ręce? Taki był tego cel? Co?
Matt nie odpowiedział. Widziałam, jak z każdym słowem jego twarz blednie. Wojownik zdjął chusty, chroniące twarz przed wiatrem i śniegiem. Był to mężczyzna koło trzydziestki, wysoki, masywny. Jego twarz przecinała długa blizna, przechodząca przez lewe oko. Czarne włosy miał krótkie, a równie czarne oczy pełne były pogardy i złości.
 Nic nam nie powiesz?  zakpił.  Może to i lepiej. Bardziej się pogrążyć już nie możesz. Durnowaty szczeniak.
Czułam wstyd. Byłam winna temu zamieszaniu. Gdyby nie ja Matt nie wyruszyłby na ratunek. Nie miałam jednak odwagi się odezwać. Ten mężczyzna mnie przerażał.
Ludzie zeszli z wierzchowców. Ranni zostali przeniesieni do namiotu przeznaczonego do celów medycznych. Młodsi chłopacy wzięli konie i zaprowadzili do wodopoju, umieszczonego za polem namiotowym.
 Miło cię znów widzieć panienko  usłyszałam.
Zza moich pleców wyłonił się mężczyzna, który był moim sąsiadem w lochach. Ubranie miał zabłocone, a stopy pozbawione butów. Uśmiechnął się jednak pogodnie, ukazując białe zęby.
 Cześć  szepnęłam zdziwiona.
Odwróciłam się i poszłam w kierunku swojego namiotu. Musiałam przemyśleć kilka rzeczy. Nie zaszłam daleko, kiedy dotarły do mnie mrożące krew w żyłach słowa.
            Ludzie! Ratujcie się! Elfy!


****************************************************************************

No i strzeliła dziesiąteczka. ;> 
Zawarłam część siebie w tym rozdziale. Kilka rzeczy wyjaśniłam, ale wiem, że jest ich jeszcze sporo. Z czasem się wszystko poukłada. Teraz, z wolna, rozwinie się główna akcja. 
Miłego czytania ;>
Pozdrawiam! ;) 

12 komentarzy:

  1. Czy ja dobrze rozumiem, że rodzice chcieli przygotować Vie na Strażnika? Eh, może źle to odbieram, ale przyszło mi do głowy, że oni zaadoptowali ją tylko dlatego, że potrzebowali kogoś do pomocy albo na zastępstwo. W sensie, że mieli w tym jakiś konkretny cel, a ta ich "miłość" wcale nie była bezinteresowna. I kurde smutno by było, jakby rzeczywiście tylko o to im chodziło. Ale ja to jak zwykle szukam najczerniejszych scenariuszy;D
    Zaczynam sie zastanawiać o co chodziło z tym snem. No bo z tego, co mówiła ta elfica kilka rozdziałów wstecz, ludzie nawet nie wiedzą kiedy zamieniają się w wiarda. Nie wiedzą, że nim są. A co jeśli ten sen miał jakoś ostrzec Vie? Co jesli z tym Mattem serio jest coś nie w porządku?
    Kurde, nie dziwię się tym ludziom, że się wściekają. Stracili swoich, a w sumie niewiele zyskali. Ale wiedzieli na co się piszą, więc niech teraz nie zwalają całej winy na Matta. Przecież siłą ich tam nie zaciągnął. Byłam bardzo ciekawa co powie, jak zareaguje na te słowa, ale... znowu będzie jatka! Już nie mogę się doczekać!

    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, chcieli ją przygotować na Strażnika. Może ich miłość nie była jakoś bardzo bezpośrednia, jednak gdyby nie chcieli, to by jej nie adoptowali. Mogli po prostu znaleźć jakiegoś innego Strażnika na miejsce Aschley. Jednak woleli dać szansę na nowe życie komuś innemu. Trafiło na Vie.
      Ludzie denerwują się, bo to jednak wojna. Ich jest zaledwie garstka w porównaniu do tych elfów. Każdy się liczy, zwłaszcza wykwalifikowani wojownicy. Może Matt coś pokręcił, zasugerował, że będzie tam więcej ludzi? Albo jacyś wojownicy? Zależało mu głównie na uratowaniu Viene. Nie przejmował się zbytnio konsekwencjami.
      Sen będzie rozpatrywany w troszkę późniejszym czasie ;> Ma swoje znaczenie.
      Pozdrawiam! ;>

      Usuń
  2. Świetny rozdział!
    Ten sen na samym początku był mocno niepokojący i zastanawiam się, czy będzie to miało swoje odzwierciedlenie w realnym świecie. Czyżby Vie jednak wciąż groziło niebezpieczeństwo i to ze strony Matta?
    Tak, chłopak zachował się lekkomyślnie, kiedy zdecydował się zmobilizować całe wojsko tylko po to, aby uratować dziewczynę. Z jego punktu widzenia było to oczywiste, ale z punktu widzenia dowódcy? No cóż, już niekoniecznie. Bardzo dużo stracili, niewiele zyskali - nic dziwnego, że chłopaka poczęstowali takimi gorzkimi słowami...
    Eh, i co ty znowu szykujesz, co? Kolejny atak? Oni nie zdążyli się pogodzić z bilansem ostatniej potyczki, a tu już znowu będą musieli się bronić? Nie szczędzisz tych swoich bohaterów, Hunter! Jednak może wyjdę na sadystkę, ale bardzo mi się to podoba. Rewelacyjnie prowadzić akcję, a te bitewne sceny wychodzą ci rewelacyjnie! Oby tak dalej :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. ;>
      Dowódca to dosyć humorzasty człowiek. Lepiej nie stawać mu na drodze. Wścieka się, ale stało się, czasu nie cofną i muszą żyć z poczuciem straty.
      A szykuję coś nowego. ;> Chwilowo to tajmnica, jednak akcja się rozwinie, kolejne wydarzenia mają duże znaczenie. No, ale wszystko w swoim czasie.
      Dziękuję za miłe słowa.
      Pozdrawiam! ;>

      Usuń
  3. Ciekawe czy początkowy sen był proroczy? Chyba wolałbym, żeby jednak nie był :) Cóż, akcja znów sprawnie się przeniosła, tym razem do obozu dla ludzi. Z tego co zrozumiałem, obóz znajduje się gdzieś na terenach świata elfów. Dlaczego ludzie nie wracają do normalnego świata? Może nie mogą się dostać do przejść. Skoro Strażnicy są z jednej strony, to zapewne z drugiej przejścia również są w jakiś sposób chronione. Swoją drogą dowiadujemy się o wiele więcej o przybranych rodzicach Viene i nareszcie wyjaśnia się, dlaczego zostali zabici. Od początku przypuszczałem, że zabójstwo nie było przypadkowe i wygląda na to, że miałem rację. Chociaż raz się nie pomyliłem :) Szkoda tylko, że zginęli tak szybko i nie zdążyli przekazać Viene żadnej wiedzy o tym, co robią.
    Jeśli chodzi o Matta to cóż, trudno go nie polubić. Jest bardzo szlachetny, dał się złapać żeby dać Viene nadzieję, jednocześnie potrafi rzucić żartem. Z drugiej strony powrót oddziału wyraźnie zmienił atmosferę. Czy można przyznać dowódcy rację? Z jednej strony jego argumenty są silne - zginęli jedni ludzie żeby uratować drugich. Z drugiej czy nie to właśnie robią żołnierze? Dowódca żali się, że uratowani przez niego ludzie nie potrafili walczyć. Ale właśnie to robią żołnierze - narażają życie i ratują tych, którzy nie potrafią walczyć. I nawet jeśli Matt zrobił to tylko dla Viene to oddział ratując ludzi z rąk elfów robi to właśnie dla tych wszystkich ludzi.
    Jeszcze jedna kwestia, o której chciałbym wspomnieć, to refleksje jakie poruszasz. Bardzo, naprawdę bardzo mi się to podoba i uważam, że robisz to świetnie. Z jednej strony jest to opowiadanie fantastyczne i można by powiedzieć, że wystarczy, by było czystą rozrywką. Z drugiej strony Ty poruszasz tam naprawdę ważne kwestie. Już w poprzednim rozdziale rozpoczął się wątek morderstwa i traumy po nim - trwa on dalej, Viene nie potrafi się otrząsnąć po swoim pierwszym morderstwie i argument Matta o obronie własnej nie ma tu znaczenia. Tu pojawiły się jednak dwie nowe kwestie. Pierwszą z nich jest kalectwo. Viene zauważyła, że prawdopodobnie by sobie z tym nie poradziła, że raczej by się poddała. Ty pokazałaś kalekiego mężczyznę, którego nawet nie przedstawiłaś, nie poznaliśmy go z bliska, był tylko tłem. Mimo to czytelnik czuje podziw, że on nigdy się nie poddał, tak jak nie poddaje się wielu ludzi. I drugą ważną kwestią jest anoreksja i ten fragment był naprawdę świetny. Myślę, że w jednym akapicie zawarłaś prawdę o tej chorobie. Bo jak przeciętny człowiek reaguje na anoreksję? Zdaniem, że dziewczyna powinna zacząć jeść, żeby przestała się wygłupiać czy inne, jeszcze durniejsze stwierdzenia. Tymczasem dla mnóstwa osób na świecie jest to naprawdę ogromny problem związany z własną samooceną.
    Dobra, bo za dużo tych refleksji :) Naprawdę gratuluję kolejnego świetnego rozdziału, który jak dla mnie miał dwa wymiary - fabularny i refleksyjny. I bardzo mi się to podobało. Zapomniałem wspomnieć o napadzie na końcu - wygląda na to, że Viene znów znalazła się w niebezpieczeństwie i być może znów będzie musiała sięgnąć po broń. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego się nie przenoszą? Cóż, mają jeszcze wiele do zrobienia w tym świecie. Wszystko się powoli wyjaśni. Wspomniałam, że elfy wybijają ludzi. Chcą ich powstrzymać. ;> Z tym wiąże się również odpowiedź na jeszcze jeden Twój zarzut: tak, żołnierze powinni bronić i ratować swoich ludzi. Jednak dowódca widzi to inaczej. Tracąc wykwalifikowanych żołnierzy, traci możliwość powstrzymania elfów. Chce zebrać wystarczająco dużą i silną armię, by w końcu przeciwdziałać kolejnym morderstwom.
      Dziękuję bardzo za docenienie moich refleksji. Mam już troche taką filozoficzną duszę i bardzo lubię pośród wypowiedzi dodawać coś, co daje do myślenia. Strasznie mi miło. ;>
      O napadzie już w kolejnym rozdziale.
      Dziękuję za miłe słowa!
      Pozdrawiam! ;>

      Usuń
  4. W oczy bardzo rzuciło mi się jedno słówko na samym początku, we śnie Viene. Wszystko jest takie piękne, tajemnicze i trzymające w napięciu, uchodzi za przerażające, ale miałam wrażenie, że słówko "oglądnęłam" zburzyło mi całe dotychczasowe piękno :/ Nie jestem przyzwyczajona za bardzo to tej formy "obejrzenia się".
    Cóż tu rzec, gdy się siły nie ma, a słów zbyt wiele, by móc ściśle opisać?
    Sporo się wyjaśniło, ale mnie nadal nurtuje to, kim jest Viene?! Wydaje mi się być tym legendarnym kimś, o kim mówiła dwa rozdziały wcześniej ta starsza kobieta, która umarła. Mam nadzieję, że ten wątek był ważny i do niego wrócisz, bo to było przepiękne i byłoby jeszcze piękniejsze, gdyby było prawdą <3
    Czyli została adoptowana tylko po to, by ... być strażniczką? No, trochę nie powiem, ale to dziwne i głupie xD Ale może mieli przeczucie jakieś odnośnie jej osoby, że ma coś w sobie takiego, że będzie TYM KIMŚ. Ja nie wiem, ale... Jak to mówią, wszystko jest możliwe :)
    Ech, co ta Viene, co ten Matt? Wyczuwam ship! ship, ship ship <3 Shipuje mocno, chyba że czymś jeszcze mnie zaskoczysz, bo jego słowa były tak słodkie, że nie wiem, czy ktokolwiek zdoła to przebić <3 Aczkolwiek no...

    Kurde, no, no czekam na rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi osobiście to słowo nie przeszkadza. Synonim jak synonim. Ale rozumiem Cię, też często rzucają mi się w oczy wyrazy, które najchętniej zmieniłabym na inne.
      Kim jest Viene? To wyjdzie w praniu. Sama musi do tego dojść. Troszkę jeszcze jej przy tym zejdzie.
      Czy tylko po to została adoptowana? Nie do końca, to jeden z głównych powodów. Jeszcze coś na ten temat będzie, więc wszystkiego się dowiesz ;>
      Matt z Vie? No zobaczymy. xD
      Pozdrawiam! ;>

      Usuń
  5. Ja jak zwykle mam cudowne spóźnione wejście. xD To nic, następnym razem się postaram :D
    ciekawe czy ten sen to taki zwykły koszmarek czy może właśnie jakaś wizja? Kto wie, kto wie. W końcu Viene jest specjalna, czyż nie? Matt to wiedział, Matt to czuł. I jest coś w Mattcie co mi nie pasuje do końca. Może się boje, że okaże się taką drugą Mimosą xD
    Szczerze ja sie nie zastanawiałam czy rodzice Viene mogli być strażnikami czy czymś tam sobie innym. Byłam święcie przekonana że umarli sobie przez przypadek i byli zwykłymi ludźmi. A tutaj nie! Więc teraz w mojej główce tworzy się nowa teoria. Viene kim jest, kimś ważnym. Dlatego Wiard zaatakował jej rodzinę. Pewnie głównym celem miała być ona. Obstawiam, że chcieli ją zabić zanim by się dowiedziała kim jest, bo wtedy mogła by stwarzać zagrożenie. Już się nie mogę doczekać kiedy dowiem czy miałam racje czy się myliłam :D
    Spodobały mi się te wyrzuty sumienia Viene, ze względu na naturalność i przedstawienie Matta jako jednak nie ideału. Bo na poczatku miałam takie wrażenie, że jest tak kreowany :D Takie miałam wrażenie jak o nim mówiła Viene, jednak gdy nazwał zabijanie zabawą stracił w jej oczach. Ale... w tym przypadku jest dla mnie ideałem. Mam słabość do socjopatów i psychopatów (w sensie postaciach w filmach, serialach czy opowiadaniach, nie w realu- a to by bylo dziwne :D) I jeszcze ładnie się pokazał z innej strony - bezmyślność mu ktoś wytknął. Swoją drogą ciekawa scena, ten czarnowłosy mężczyzna ciekawe kim był. No i jeszcze w mojej wyobraźni ten "blady Matt" fajnie wyglądał. :D
    No, Elfy. Dalej nie mają dość ludzi? Wgle ludzie powinni wypowiedzieć im wojnę! Taką porządną. ci strażnicy powinni skombinować jakąś ciężką artylerię i zrównać te wredne istoty z ziemią. Na oczach Tolimena. :D Buahahha.
    Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tam opóźnienie... Miło mi znów Cię widzieć. ;>
      Matt to dosyć specyficzna osoba i ważna w tym opowiadaniu. Będzie go na pewno dużo i wiele wniesie. Czy coś kryje się pod tą śliczną buźką i sympatycznym uśmieszkiem? Do ideału sporo mu brakuje, nawet nie mówiąc o tym psychicznym nastawieniu do mordowania, już niedługo zdążysz go poznać bardziej.
      Tutaj pozwolę sobie przytoczyć jeden z moich ulubionych cytatów: "nic nie dzieje się przypadkiem". Wszystko ma swój cel. Czy to Viene miała zginąć? No zobaczymy ;>
      Czarnowłosy mężczyzna to ktoś jakby przywódca tej grupy. Czy do wojny dojdzie? Na razie na pewno nie, ludzi jest za mało, ale później? Zobaczymy.
      Pozdrawiam! ;>

      Usuń
  6. Na początek, wybacz, że tak późno komentuje. Jak napisałam w spamie - przeczytałam dawno, teraz przychodzę skomentować.
    Wybacz też, jeśli tutaj albo w następnym rozdziale wybrnę za daleko z historią, bo wiem już, co się stało.
    Sen, trochę taki dziwny, ale nie w sensie negatywny, tylko pozytywny. Relacja między Vie a Mattem jest dla mnie ciut dziwna. Nie dlatego, że źle ją przedstawiłaś, po prostu ja mam takie odczucia. Matt ją podrywa, a Vie troszkę zachowuje się jak dziewczynka. Brakuje mi u niej dojrzałości, bo nieraz (wybacz) zachowuje się jak bohaterki w wielu opowiadaniach. Jakby nie miała własnego zdania ani rozumu. Na razie tak ją odbieram. I nie wiem czy wcześniej pisałam, że ją lubię czy nie, nie pamiętam (skleroza nie boli T.T) teraz mam do niej mieszane uczucia. Jak fajnie, że zabiła elfa wtedy, tak teraz trochę z niej sierotka.
    O Matt'cie (bosz, wybacz, nie wiem jak się pisze jego imię w odmienionej formie, mam nadzieję, że rozumiesz mnie T.T) teraz też trudno mi powiedzieć, chociaż jego bardziej lubię. Taki sympatyczny chłopak, taki wódz-playboy. Nie wiem czemu mam takie skojarzenia, wiem, mylne one są, ale coś mi się ubzdurało, no xD
    Co do pozostania Strażnikami... hm, rodzice Vie jakoś tak ciut jakby ją chcieli wykorzystać i rzucić na głęboką wodę. Nieładnie. Nie wiem czy dobrze postąpili biorąc obcą nastoletnią osobę do takiego odpowiedzialnego obowiązku. No bo skąd mogli wiedzieć, czy się nada? A gdyby nie chciała albo po prostu się nie nadawała do tego fizycznie/psychicznie, to co wtedy by zrobili? Tu mam takie pytania.
    Ciekawe też, że Matt jest/był Strażnikiem. Wie z czym to się je, ale czy tak można sobie porzucić ten obowiązek?
    I pod koniec rozdziału masz z dwa razy zmienioną czcionkę, raz jest times a innym razem arial. Nie wiem czy tak miało być, więc tylko zwracam Ci na to uwagę. ;)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybaczam jak najbardziej! ;> Cieszę się, że przybyłaś.
      Wiem, że Vie bardzo dziwnie zachowuje się w stosunku do Matta, trzyma go na dystans. No i tak, dziewczyna czasem nie jest zbyt ogarnięta, to muszę Ci przyznać xD Później wyjaśnię jej postawę względem miłości, związków, dlaczego się tego boi. Na razie moze to się wydawać dziwne, jednak wszystko ma swoją przyczynę! ;>
      Wątek strażników też będzie, wyjaśnię co i jak, ale też w przyszłości. Matt jest Strażnikiem. Po prostu ta funkcja ma jakby wiele wymiarów xD On jest takim włóczykijem, nie potrafiącym siedzieć i grzać jednego miejsca, jest młody, niedoświadczony. Czy porzucił ten obowiązek? Raczej nie, po prostu nie odnalazł jeszcze swojego miejsca.
      Nie miało tak być xD Dziękuję, za uwagę, poprawię.

      Usuń

Nomida zaczarowane-szablony