Stałam przez moment, nie potrafiąc
odwrócić wzroku od twarzy Matta. Moje serce ruszyło z podwojoną szybkością, o
ile nie potrojoną, sprawiając, że w nogach i rękach poczułam przyjemne
mrowienie, spowodowane błyskawicznym przepływem krwi. Cały świat zniknął. Byłam
tylko ja i on. Zdziwiło mnie, że nie wydawał się zaskoczony moim widokiem.
Uśmiechnął się lekko i puścił mi oczko. Chwile później zniknął w tłumie. Wpatrywałam
się w miejsce, gdzie stał jeszcze moment temu, nie potrafiąc przywołać żadnego
logicznego wytłumaczenia, skąd się tu wziął.
Otrząsnęłam
się, uświadamiając sobie, że ceremonia już się rozpoczęła. Toliman, okryty grubym
futrem, siedział na ogromnym, czarnym wierzchowcu. Ciało zwierzęcia pokryte
było wieloma bliznami. Największa zdobiła jego czoło, zaczynając się u lewego
ucha, rozszerzając na środku głowy i znikając przy prawej chrapie. Wyglądał
tragicznie, jednocześnie niezwykle fascynująco. Obok elfiego władcy, na
różnobarwnych koniach, siedzieli strażnicy. Mieli na sobie lekkie zbroje, a u
pasa zaczepione miecze.
—
Zebraliśmy się tutaj — rozpoczął Toliman —
by pomścić śmierć naszych pobratymców, jak również zażegnać zagrożenie, jakim
mogą się okazać te ludzkie ścierwa — jego głos katował moje bębenki. Głowę miał
wzniesioną ku górze, oczy półprzymknięte. Zdawał się w tym momencie bardzo
pewny siebie, jak również pełny nienawiści. — Jak
wiecie, jakiś czas temu doszło do masakry. Wielu członków waszych rodzin zginęło
przez atak wiardów. Ogromny ból spłynął na nas. Nie możemy pozostać temu
obojętni. Wszystkim nam wiadome jest, że tylko ludzie są zdolni do zmiany w te
krwiożercze bestie. Udamy się na miejsce zbrodni, gdzie w późniejszej
ceremonii, złożymy ciała tych istot w ofierze naszym stworzycielom. Niech
rządzi sprawiedliwość!
Wokoło rozległy się głośne owacje.
Elfy skandowały imię swego władcy. Uznawali go za bohatera. Czy oni naprawdę nie
widzieli, co on robił? Nie zdawali sobie sprawy, że czynią gorzej niż wiardy?
Toliman
uderzył konia, zmuszając go do marszu. Wolnym krokiem wymijał kolejnych
więźniów. Zaraz za nim, na śnieżnobiałym koniu jechał ktoś jeszcze. Dostrzegłam
znajomy kolor włosów, piękną twarz. Mimosa. Co? Co ona tu robi? Jej wzrok minął
mimochodem moją twarz, nie zatrzymując się na niej ani na chwilę. Zacisnęłam
dłonie w pięści. Wiedziałam. Po prostu wiedziałam, że nie można jej ufać.
Patrzyłam na nią, marząc, by zabijanie za pomocą zwykłego spojrzenia było
możliwe. W bladych promieniach słońca dostrzegłam błysk. Na jej szyi widniał mały wisiorek z zielonym
kamieniem. Wydał mi się znajomy. No proszę, nie dość, że jest kłamliwa, to jeszcze
okazała się złodziejką.
— Suka —
sapnęłam przez zęby, kiedy przejeżdżała obok mnie.
Dostrzegłam ledwo widoczny cień
szyderczego uśmiechu na jej twarzy. Czułam, jak paznokcie przebijają delikatną
skórę moich dłoni. Drobne rany piekły, otrząsając mnie z pełnego złości transu.
Zaraz za królewską świtom ruszyli ludzie, ustawieni w rzędzie, tak, że każdy
miał po jednej i drugiej stronie własnych strażników. Kilka osób przede mną
szedł Matt. Dostrzegłam czubek jego blond czupryny, górujący na innymi. Chciałam
jak najszybciej znaleźć się obok niego. Sama obecność chłopaka pokrzepiała moją
duszę. Drobne promyki nadziei rozjaśniały mój umysł, który pogodził się już ze
śmiercią. Może wszystko będzie dobrze?
Szliśmy sporo czasu. Moje nogi
zaczynały odmawiać posłuszeństwa, jednak starałam się utrzymać w pionie.
Pierwsze płatki śniegu wolno opadały na zamarzniętą ziemię. Drżałam z zimna.
Skąpe ubranie nie dawało mi ani trochę ciepła. Gęsty las ciągnął się w nieskończoność.
Gałęzie nagich drzew skrzypiały przy nagłych porywach zimowego wiatru. Ktoś z
przodu rzędu przewrócił się. Strażnicy złapali go pod ramiona i podnieśli,
szydząc z jego słabości.
Dotarliśmy do wioski. Była to mała
osada, składająca się zaledwie z kilku drewnianych domków i zagród. Panowała
cisza, nie licząc oddechów i kroków osób, które dopiero przybyły. Ziemia w
niektórych miejscach była zabarwiona na bordowo, gdzieniegdzie leżały strzępy
ubrań i pukle włosów. Poza tym nie dostrzegłam kompletnie nic, żadnej żywej
duszy, zwierzęcia. Widok takiej pustki mroził krew w żyłach. Zbito nas w ciasną
grupkę, otoczono dokładnie z każdej strony, by nie dać nam szansy na ucieczkę.
Kroczek po kroczku, z niemałym trudem, przecisnęłam się do Matta.
— Co ty tu
robisz? — szepnęłam. Z moich ust wydobył się kłębek
pary.
Chłopak spojrzał na mnie, obdarzając
przy tym jednym ze swoich najlepszych uśmiechów.
— Cześć
maleńka! Zobaczysz w swoim czasie — ponownie puścił mi oczko.
— Co? —
zawołałam, troszkę zbyt głośno, bo jeden z pilnujących nas elfów podszedł i
pociągnął Matta z dala ode mnie, mówiąc przy tym, że nie życzy sobie żadnych
rozmów.
Śnieg sypał coraz mocniej. Białe
płatki powoli tworzyły puchatą pierzynę, otulając delikatnie powierzchnię
ziemi. Stałam jak najbliżej innych ludzi, by zaznać, choć odrobinę ciepła. Elfy
podpalały po kolei, utworzone przez siebie wcześniej, stosy drewna i siana. Z
racji niesprzyjającej pogody szło to bardzo mozolnie.
— Może
wybierzemy jakiegoś ochotnika — powiedział Toliman, ukazując rządek zębów w
fałszywym uśmiechu. — Niech każdy z was dowie się, co go
czeka.
Z tłumu ludzi wyciągnięto mężczyznę
w średnim wieku. Szarpano nim, pchano go, jednak on dumnie kroczył przed
siebie. Przykuto go do ściany jednego z budynków. Toliman machnął ręką na
jednego ze swoich strażników. Ten wyciągnął nóż i szybkim ruchem przebił nim
dłoń więźnia na wylot. Mężczyzna syknął z bólu, jednak nie krzyknął. Elfy
wołały zachwycone widowiskiem. Władca wykrzywił usta w zadowoleniu.
— Chcecie
więcej? — zapytał, na co znów odpowiedziano wiwatami.
Strażnik wyciągnął broń z dłoni
starca i zaczął odcinać jego palce. Ciepła krew spływa wolno na ziemię, żłobiąc w śniegu czerwone dziury. Krzyk
bólu rozniósł się po równinie, płosząc ptaki na pobliskich drzewach. Twarz
człowieka bladła w miarę upływu osocza. Patrzyłam na to, nie mogąc oderwać
wzroku. Czułam, jak moje ramiona przeszywają sztylety paniki. Strach wypełnił
każdą z możliwych komórek. Katowano go nadal, odcinano kolejne palce, uderzano
w brzuch. Mężczyzna wymiotował krwią. Nie on jedyny. Poczułam odór wymiocin
obok siebie, co słabsze żołądki osób wokoło mnie eksponowały swoje byłe
zawartości na podłożu. Kobiety łkały, jednak na tyle cicho, by nie zwrócić na
siebie uwagi.
—
Podleczcie go — zawołał Toliman.
Elfka otulona w skóry podeszła
niepewnie do katowanego. Odrzuciła kaptur na plecy. Była to Zosma. Dotknęła
opuszkiem palca czoła mężczyzny. Zmarszczyła czoło w skupieniu. Poczułam lekką
wibrację pod stopami. Zaskoczona wpatrywałam się w ciało człowieka, jego rany
wolno sklepiały się, jednak tylko na tyle, by zatamować krwawienie. Postąpiła
krok w tył, głośno dysząc.
Usłyszałam świst przeszywający
powietrze, ułamek sekundy później dostrzegłam jak Zosma upada, przeszyta
strzałą. Wokoło zapanował chaos. Elfy zaczęły krzyczeć, ludzie rozglądali się zszokowani.
Kolejne groty przebujały serca moich wrogów. Kilkadziesiąt moich pobratymców
wybiegło z pobliskiego lasu, rzucając się na przeciwników. Ktoś przeciął więzy
krępujące moje dłonie. Rozglądałam się zaskoczona, nie wiedząc co mam ze sobą
zrobić, próbując ogarnąć, co się tak naprawdę dzieje.
— Trzymaj! —
krzyknął ktoś, podając mi niewielki miecz, wyjątkowo lekki.
Zesztywniałymi z zimna palcami
starałam się ułożyć go odpowiednio w dłoni. Wybiegłam naprzeciw armii elfickich
żołnierzy. W jednym momencie przestałam się przejmować śmiercią. Jeżeli nie
umrę w walce, zginę jako skazaniec. Nie wiedząc kompletnie nic o wojnie, o tym,
jak powinnam uderzać, gdzie, nie potrafiąc zachować odpowiedniej postury, czy
utrzymać balansu, naparłam na najbliższego przeciwnika. Uderzyłam ostrzem w
jego zbroję, drgania wywołane zderzeniem opanowały moje ręce, później całe
ciało, przewróciłam się. Elf wydał okrzyk pełen złości. Podniósł klingę nad
głowę, z zamiarem upuszczenia ją na mnie. Zacisnęłam powieki, czekając na ostateczny
cios.
Nie nadszedł.
— Wstawaj,
mała — usłyszałam znajomy głos.
Spojrzałam ku górze, dostrzegając
uśmiechniętą buźkę Matta.
— Chyba się
do tego nie nadaje — szepnęłam, czując mrowienie na wyblakłej ze
strachu twarzy.
— Jeszcze
się nauczysz — zawołał, chwytając mnie za przedramię i
ciągnąc ku sobie. — Kończmy tę walkę i uciekajmy.
Ruszyłam biegiem za nim. Matt
poruszał się zadziwiająco dobrze, zadając celne pchnięcia i sprawnie unikając
ciosów. Próbowałam go naśladować. Niezgrabnie odskakiwałam od napierających na
mnie przeciwników. Czułam się żałośnie, kiedy kolejny raz uświadamiałam sobie,
że moja siła polega tylko na ucieczce. Skupiając się na tych wszystkich
manewrach, zgubiłam się w tłumie, nie mogąc odnaleźć przyjaciela. Gdzie jesteś?
Widząc elfa pochylającego się nad
jednym z ludzi, chcącego zadać ostateczny cios, podbiegłam i wbiłam mu miecz w
udo. Istota uklękła, warcząc gniewnie. Uniósł na mnie pełne nienawiści
spojrzenie. Poznałam go. To ten sam, który znęcał się nade mną podczas
przesłuchania i ten, który wyprowadzał mnie z lochów. Rzuciłam szybkie spojrzenie w kierunku, jak
się okazało, starszej kobiety, nad którą pastwił się elf. Leżała, z szeroko otwartymi
oczami, ani nie drgnęła. Czułam, jak wzbiera we mnie złość.
— To za
wszystkie upokorzenia i morderstwa — szepnęłam, wbijając ponownie miecz w jego
nogę.
Jęknął z bólu, nagłym ruchem złapał
mnie za kostkę i pociągnął do siebie. Przygniótł ciężarem własnego ciała.
Próbowałam się wyrywać, czując ogarniający mnie strach. Jakakolwiek przewaga
zniknęła. Odrzucił mój miecz na bok. Zacisnął dłonie na moim gardle.
— Ty mała
idiotko — szepnął — myślisz, że byłabyś w stanie pokonać mnie?
Najlepszego wojownika? Żałosne.
Zaczynało mi brakować tchu.
Rozglądałam się na boki, szukając jakiejkolwiek pomocy. Gdzie zniknął Matt? Jedną
ręką próbowałam odepchnąć ważącego dwa razy tyle, co ja elfa, drugą dotykałam
ziemi obok. Moje palce natrafiły na coś twardego, zapewne kamień. Nie zastanawiając się,
wzięłam zamach i walnęłam przedmiotem wojownika. Chwila dekoncentracji pozwoliła mi
uwolnić się spod duszących mnie dłoni. Kopnęłam go w ranną nogę. Syknął z bólu.
Dostrzegłam rękojeść noża, wystającą z maleńkiej pochwy u pasa przeciwnika.
Wyciągnęłam go i wbiłam w szyje elfa. Krew spłynęła po jasnej skórze, a jej
krople opadały na moje ubranie, nadając szkarłatnej barwy. Patrzył na mnie, a jego zszokowane oczy powoli zachodziły mgłą. Otworzył usta, jakby chcąc coś powiedzieć. Po chwili opadł bezwładnie, przygniatając mnie swoim ciałem.
Oddychałam głęboko, próbując
uspokoić myśli.
Zabiłam go.
Zabiłam elfa.
Serce
biło mi szybko, ukojone triumfem i radością ze zwycięstwa, stłumionych moment
później przez poczucie winy i grozy.
Zabiłam
go.
Morderczyni.
Czyniło mnie to takim samym potworem,
jakim był on sam. Jednak to on od początku planował moją śmierć, ja się tylko
bronię — próbowałam się usprawiedliwić.
Wysunęłam się spod ciała. Podniosłam
się, otrzepując z błota. Zewsząd dochodził mnie dźwięk stali uderzającej w
stal. Krew barwiła ubrania, ziemię. Elfy mieszały się z ludźmi. Słyszałam jęki
bólu, jak i krzyki gniewu. To była rzeź.
— Zamordujcie ich! Na co czekacie!
Mój wzrok padł na krzyczącego
Tolimana. Jego twarz wykrzywiona była w gniewie i nienawiści. Czarny rumak
niespokojnie przebierał kopytami w miejscu. Sam elf trzymał w dłoni miecz,
jednak od atakujących dzielił go mur żołnierzy.
Tchórz —
pomyślałam.
W tłumie walczących dostrzegłam
Mimose na białym koniu. Zdrajczyni.
Na jej widok poczułam wypełniający mnie gniew. Pragnęłam wymierzyć jej karę za
zdradę, jakiej się dopuściła. Wyrwałam jednemu z trupów broń z dłoni. Czułam,
jak adrenalina buzuje w moich żyłach. Włosy elfki falowały na ledwo wyczuwalnym
wietrze. Dostrzegłam krople potu na jej bladych policzkach. Wyglądała niczym
bogini wojny — pięknie i groźnie.
Czyjś miecz uderzył w pierś białego
wierzchowca. Kolana ugięły się pod nim. Ogromne cielsko przetoczyło się na bok,
przygniatając nogi Mimosy. Okropne kwilenie cierpiącego zwierzęcia sprawiło, że
zadrżałam. Kobieta próbowała zepchnąć ciężkie stworzenie, nie była jednak w
stanie tego zrobić.
Stanęłam nad nią, próbując przybrać
maskę obojętności. Podniosła na mnie swój zaskoczony wzrok.
— No proszę
—
sapnęła z trudem. — Udało wam się. — W porywie
bezradności uderzyła korpus konia pięścią. — No dalej,
zabij mnie.
Patrzyłam na nią, nie mogąc
zdecydować się na kolejny ruch. Nienawidziłam jej, a przynajmniej tak mi się
wydawało. Wiedziała, że nie zasługuje na drugą szansę. Jednak, czy byłabym w
stanie ją zabić? Nie chciałam być morderczynią. Wciąż czułam szok po śmierci
strażnika.
— Na co
czekasz? — załkała. Szloch powoli zmieniał się w
histeryczny śmiech. — Nie umiałabyś tego zrobić. Jesteś za słaba —
stwierdziła. — Od początku to wiedziałam. Taka podatna na
wpływ. Mówię — idziesz ze mną, to ze mną idziesz. Żałosne.
Wszyscy tacy jesteście. Umrzesz wcześniej, czy później. Damy sobie z wami radę.
Wsłuchiwałam się w jej chichot.
Zaciskałam zęby, starając się nie rozpłakać. Może miała rację? Nie umiem
zabijać. Nie chciałam tego robić. Czy poczucie litości i szanowanie czyjegoś
życia było złe?
Morderczyni.
Miecz wypadł z mojej dłoni, wydając
cichy dźwięk przy zderzeniu z zamarzniętą ziemią. Mimosa roześmiała się. Czułam
się niczym w gęstej mgle. Wszystko było niewyraźne, ciche, jakby wszystkie
wydarzenia rozgrywały się za ścianę ze szkła. Zwykła dziewczyna w magicznym
świecie? Uczestnicząca w walce? Absurd.
— Viene?
Oglądnęłam się za głosem
wypowiadającym moje imię. Dostrzegłam Matta dosiadającego czarnego, całego w
bliznach konia. Szybko zmierzał w moim kierunku. Spojrzałam na elfkę.
— Policzymy
się jeszcze — szepnęłam.
Schyliłam się i zerwałam jej zielony
wisiorek z szyi. Matt podjechał do mnie i chwycił za ramię, sadzając przed sobą
w siodle. Uderzył mocno łydkami w boki rumaka, a ten ruszył galopem przed
siebie.
— Mam
nadzieję! — doszedł mnie jeszcze krzyk Mimosy.
Cwałem mknęliśmy przez las. Chłopak
obejmował mnie jednym ramieniem, dając trochę ciepła, drugim natomiast trzymał
cugle.
— Co z
innymi? — zapytałam.
— Dogonią
nas —
uśmiechnął się blado. — Nie martw się o nich.
Kiwnęłam głową. Ciało miałam
zesztywniałe z zimna, a lodowate powietrze uderzające we mnie wcale nie
pomagało w utrzymaniu ciepła.
Nigdy nie przyszło mi do głowy, że kiedykolwiek
zabije jakieś stworzenie. Kim byłam, by decydować, kto ma umrzeć, a kto żyć?
Wszystko wydarzyło się tak szybko. Pod przymkniętymi powiekami widziałam ciało
żołnierza. Przypominałam sobie, jak sztylet rozrywał mu gardło. Gwałtownie
otworzyłam oczy. Wolałam wpatrywać się w drzewa niż oglądać znów tę scenę.
Morderczyni.
Łzy spłynęły mi po policzkach.
Cieszyłam się, że jestem tyłem do Matta. Przynajmniej nie był w stanie ich
dostrzec. Czy kiedykolwiek ten obraz zniknie z mojej pamięci? Czy będę w stanie
spojrzeć komukolwiek w oczy? Zabrałam jedno życie, a czułam się, jakbym
odebrała ich co najmniej milion.
Morderczyni.
Nienawidzę
się.
*****************************************************************************
Dzień dobry! ;)
Nadchodzę z nowym rozdziałem. Kolejny już za dwa tygodnie.
Z racji świąt, chciałabym Wam życzyć wszystkiego, co najlepsze! Dużo radości i ciastek. ;>
Pozdrawiam! ;)
*****************************************************************************
Dzień dobry! ;)
Nadchodzę z nowym rozdziałem. Kolejny już za dwa tygodnie.
Z racji świąt, chciałabym Wam życzyć wszystkiego, co najlepsze! Dużo radości i ciastek. ;>
Pozdrawiam! ;)
Widzę, że te elfy naprawdę są jakieś psychiczne. Nawet we wrogich obozach torturowanie dla zemsty zazwyczaj uchodzi za zło.
OdpowiedzUsuńRozdział fajny, czekam na ciąg dalszy. Widzę, że dziewczyna już ma wyrzuty sumienia, co dobrze o niej świadczy. Ale też może być przytłaczające dla niej. Ciekawam jak to rozwiążesz ;)
Wesołych świąt!
Są, są. xD
UsuńOj ma wyrzuty, pierwszy raz kogos zabiła. Raczej każdy normalny człowiek nie czułby się zbyt dobrze z myślą, ze chociażby był czynnikiem wspomagającym śmierć.
Dziękuję i pozdrawiam! ;)
Te elfy są chore. Serio. Czy naprawdę wydawało im się, że zabicie kilku ludzi pomści wszelkie krzywdy? Działają trochę jak zamachowcy, co to sieją terror w imię wyżej religii. Tutaj też tak jest. Elfi ród ma swój wyższy cel i robi wszystko, aby go osiągnąć, nie licząc się z konsekwencjami swojego postępowania... A to, co robiły woła o pomstę do nieba. Jak można tak torturować swoich więźniów?
OdpowiedzUsuńA więc miałam rację! Matt przybył na ratunek! Uf, aż mi ulżyło :)
I jeszcze Mimosa... Nie wiem czemu, ale od początku miałam nadzieję, że jakoś pomoże Viene. Że się zbuntuje czy coś, ale nic podobnego. Dlatego zdziwiło mnie, że Viene darowała jej życie. To było niebezpieczne, bo wiadomo, że elfka będzie dążyła do zemsty... No, ale dziewczyna też nie chciała być mordercą. Wyrzuty sumienia strasznie ją gryzły... Czy kiedyś zdoła się z tym pogodzić? Mam nadzieję...
W każdym razie czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt!
Mają na celu wolne dążenie do zagłady człowieka. Po kilku, po kilku i w końcu zostanie jedynie garstka. Przynajmniej myślą, że tak będzie.
UsuńWojna niestety niesie ze sobą ofiary. Niestety Viene bedzie musiała sobie z tym poradzić. To dopiero początek. Teraz może być jeszcze gorzej.
Pozdrawiam! ;)
"Otrząsnęłam się uświadamiając się" - sobie ;) drugi akapit
OdpowiedzUsuńZacznę od tego, że UWIELBIAM KRWISTE AKCJE!!! TO MOJE KLIMATY I MAM NADZIEJE, ŻE BĘDZIE TEGO ZNACZNIE WIĘCEJ!!! No dobra, a teraz bardziej opanowana powiem tak, że nie zaskoczyło mnie że Matt ją uratował. Przeczuwałam/wiedziałam, że tak będzie i się nie myliłam. No ale w końcu ktoś musiał ratować Viene. Zastanawia mnie tylko, czy jest jakaś "organizacja", która potajemnie morduje elfy czy to Matt zebrał swoich ziomków i chciał uratować dziewczynę? Pewnie dowiem się tego później. Mam mieszane uczucia, co do Viene. Z jednej strony dalej jest taka jak typowa nastolatka, ale z drugiej strony w obronie własnej, potrafiła zabić. I za to daje jej plusa i małe uznanie w moich oczach. Chociaż mogła też zabić tą sukę, Mimose. Ja bym poderżnęła jej gardło, tym bardziej, że miała czelność jeszcze tak się odezwać do Viene. Mnie by krew zalała i bym chociaż pocharatała jej tą buźkę. A niech ma jakąś pamiątkę! Jednak coś czuje po kościach, że Mimosa będzie jedną z głównych wrogów Viene i będzie próbowała zabić główną bohaterkę, aż w końcu stoczą walkę na śmierć i życie!
To niewyobrażalne i karygodne okrucieństwo jakiego dopuścił się przywódca/władca. Obcinanie palców jest okropne i naprawdę współczuję facetowi :( zabij tego skurczybyka, proszę. On nie zasługuje na nic, ani na litość. To okropne. Ja bym mu żywcem serce wyrwała i nożem zadała kilka ciosów w jego twarz -.- czy nie jestem trochę za brutalna? Może, ale takiego ścierwa nie mam litości ani oporów. Skąd się wzięły takie chore elfy? Bombę atomową zrzucić na nich i po kłopocie! XD ciekawe dlaczego do tej pory rząd nic nie wiedział, dlaczego ludzie nie wiedzieli/nie mówili o istnieniu innej rasy. Chociaż mogli wszystko zatuszować.
Życzę weny i pozdrawiam! :)
Już zbliżamy się powoli do akcji właściwej opowiadania, także będzie więcej akcji. :D
UsuńViene jeszcze nie do końca przyzwyczaiła się do nowej sytuacji, świata w którym się znalazła. Akcja trwa zaledwie kilka dni. Wie bardzo mało o tej krainie i jej mieszkańcach. Tak samo jak czytelnik. Niedługo jej charakter powinien się ukształtować. Nie potrafi zabijać, nigdy tego nie robiła. Dlatego też, nie była w stanie zabić Mimosy. Być może jeszcze tego pożałuje.
Władca będzie miał jeszcze dużo do powiedzenia w tej historii, więc wybacz, ale nie mogę go na razie zabić.
O elfach ludzie nie wiedzieli, dalej nie widzą (oprócz tych co znaleźli się w tej krainie), bo jednak to świat zamknięty, istnieje tylko kilka przejść, które są chronione. To również zostanie wyjaśnione w dalszej części.
Pozdrawiam! ;)
Hej! Jestem i ja;) Pochłonęłam wszystko i z jednej strony się cieszę, a z drugiej nie. Nie lubię mieć zaległości, ale miło mi się czytało wiedząc, że w każdej chwili mogę przenieść się do kolejnego rozdziału i jakoś zaspokoić swoją ciekawość:< No trudno, teraz przyjdzie mi niecierpliwie czekać na nowe rozdziały;)
OdpowiedzUsuńNa początku nie sądziłam, że będzie tutaj coś nadnaturalnego. Spodziewałam się raczej takiej życiowej, realistycznej historii. Zmieniłam zdanie, gdy przeczytałam o tym tajemniczym pokoju i naszyjniku. Wydawało mi się, że odegra on jakąś większą rolę w historii. Wiesz, że będzie nasączony magią albo coś w tym stylu;D Ale skoro do tej pory nie ma kontynuacji tego wątku, to chyba jednak się myliłam xD
Bardzo duże wrażenie zrobił na mnie ten moment, gdy rodzice Viene zostali zamordowani przez tego stwora. Wczułam się w nią trochę wtedy i... masakra xD Bardzo mi się jej żal zrobiło. A jak mi jest żal bohaterki, to automatycznie zaczynam ją bardziej lubić.
Ogólnie podoba mi się to przejście z tego normalnego świata, do tego nadnaturalnego. Wszystkie informacje dawałaś nam stopniowo, nie zostałam zarzucona na raz kilkustronicową historią jak to się działo, czemu i po co. Nie czułam przesytu, a ciekawość. A to duża zaleta dla tego opowiadania;) W sumie nie wiem do czego się doczepić... Chyba nie bardzo mam do czego;D Widziałam, że ktoś tam uważa, że za szybko poleciałaś z akcją. Według mnie wręcz na odwrót - ja bym jeszcze przeciągnęła trochę ten fragment przed zabójstwem rodziców. Żeby się bardziej zżyć z nimi (i odczuć większe emocje po stracie) i trochę lepiej pokazała Matta. Ale to tylko taka luźna dygresja. Ogólnie bardzo mi się podoba, jestem ciekawa dalszego ciągu no i uważam, że masz przyjemny, lekki, plastyczny styl pisania. Potrafię się w to wczuć, a jak czytam to świat obok jakby... przestał istnieć. Masz we mnie czytelnika! ;*
Dziś tak ogólnie, pewnie o wielu rzeczach zapomniałam, ale będę to sukcesywnie nadrabiać pod następnymi rozdziałami. Pozdrawiam! ;*
Zapewniam, że naszyjnik się jeszcze pojawi i będzie miał duże znaczenie. Po prostu jego znaczenie musi zostać najpierw odkryte przez główną bohaterkę.
UsuńMyślałam nad tym, by przeciągnąć jeszcze wcześniejszą akcję, jednak nie wiedziałam nawet co tam jeszcze wcisnać, a nie chciałam za bardzo zanudzać. Matta bedzie okazja jeszcze poznać, będzie się pojawiać przez jakiś czas.
Cieszę się, że Ci się spodobało. Dziękuję bardzo za miłe słowa. ;)
Pozdrawiam! ;)
Po pierwsze, wybacz, że tak późno ale nie miałam wcześniej czasu :(
OdpowiedzUsuńA po drugie: Wooooah! Ta akcja,ile akcji! Jak mi się to podobało! O rany :D
Powiem ci, że jestem trochę zawiedziona Mimosą bo myślałam że chociaż ona będzie dobra. Ale nie, to kolejny Elf :D
Współczuje temu meżczyźnie, ktoremu obcieli palce. Eh, wolałabym umrzeć szybko, ale gdzież nasze efly muszą się poznęcać.
Za to podczas bitwy piękne ukazałaś Tolimana. Taki pewny siebie, taki pyszny, tak gardzi ludźmi, a nie ma odwagi stanąć do walki. Taki tchórz. Zasługuje zginąć jak robak. By błagał ludzi o życie, mwahahahaha! To byłby dla mnie miód na serce.
A ta cała Mimosa też nie lepsza. Miałam nadzieje, że na koniec Viene zabierze jej ten wisiorek, i tak zrobiła. Cóż, jako że ją oszczędziła na pewno jeszcze się spotkają.
Po tym rozdziale mam ochotę krzyknąć "nie lekceważcie ludzi, głupie elfy" :D
No dobrze, to ja czekam na wyjaśnienia :D Kim jest Matt. Kto pomógł ludziom? I liczę, że nasza bohaterka jeszcze potrenuje fechtunek i pokaże na co ją stać. Bo ma walkę we krwi. I dobrze, że szanuje życie - nieważne jakie, ważne że szanuje. Bardzo to w niej cenie. :D
Pozdrawiam!
Życzyłabym też wesołych świąt, ale już po świętach ;<
Co tam, że późno, miło Cię znów widzieć. :)
UsuńMimosa to ta, która uwielbia stwarzać pozory. No cóż, jeszcze ją spotkamy i to pewnie nie raz. Tak samo Tolimana. Okaże się jaki to odważny facet. Niestety jeszcze troszkę musi pożyć.
Co do Matta i pomocników (a są tacy, są), to już niebawem. A Viene na pewno weźmie się za siebie, toż to czeka ją jeszcze spotkanie z Mimosą. Musi być w formie.
Pozdrawiam! ;>
Mam uroczysty zaszczyt zaprosić na V rozdział mojej powieści pt „Wielki bal” na adres: www.autorska-strefa.blogspot.com ! Zapraszam do czytania i komentowania. Autorka życzy wszystkim miłej lektury.
OdpowiedzUsuńp..s przepraszam że tu ale nie masz ku temu odpowiedniej zakładki.
No dobrze.
UsuńJest zakładka "SPAM" u góry, pod tytułem. ;)
Hej :) Do tej pory był to chyba mój ulubiony rozdział :) Czy jeśli napiszę, że zwroty akcji i zaskoczenia to Twoja specjalność to się powtórzę? Pewnie tak, ale cóż ja mogę powiedzieć - jak po prostu jest :) Tym razem najbardziej widać to na przykładzie Mimosy - na początku pomogła, wydawało się, że może stać się przyjaciółką głównej bohaterki a przynajmniej kimś jej bliskim, a tymczasem wygląda na to, że będzie największym przeciwnikiem. Jeśli chodzi o Viene to wygląda na to, że została uratowana przez Matta. Znaczy może nie dokładnie przez niego ale sądzę, że on miał coś wspólnego z tajemniczą zasadzką w lesie. Strasznie mi się spodobał początek walki w wykonaniu Viene. Często obserwuje się w różnych filmach czy książkach, że osoba dostaje do ręki miecz i po chwili kładzie nim pięciu wrogów jednym zamachem. A tu nie i to było po prostu awesome! Ta jej bezradność w posługiwaniu się mieczem, pierwszy cios prosto w pancerz, który tylko zdenerwował jej wroga - strasznie mi się to spodobało :) Dopiero później udało jej się wprawdzie zabić elfa ale nie zrobiła tego przecież w jakiejś bohaterskiej walce, ale pchnęła go nożem i może tu mówić bardziej o szczęściu niż umiejętnościach. Naprawdę ogromne gratulacje za tą scenę :) Co więcej? No za elfami stanowczo się nie przepada, szczególnie za Tolimanem mówiącym o "ludzkich ścierwach". No i brawo dla Viene, że nie zabiła Mimosy - to pewnie pociągnie za sobą dalsze konsekwencje, ale nie chciała być taka jak swoi wrogowie. Chociaż niewątpliwie zabicie pierwszego wroga było dla niej dużym ciosem, co również zostało dokładnie pokazane. Gratuluję naprawdę świetnego rozdziału, czekam na dalszy ciąg i pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńOjej. Bardzo mi miło. Cóż, staram się w miarę wczuć w Viene, tak, jakbym sama nią była. Raczej niemożliwe jest, by dziewczyna z XXI wieku, żyjąca w normalnej mieścinie, z broni mająca jedynie nóż do chleba w dłoni, nagle zaczęła władać mieczem. Zapewniam, że raczej prędko jej to nie wyjdzie, nie jest zbytnio uzdolniona fizycznie.
UsuńNaprawdę ogromnie mi miło, że Ci się spodobało i że wyraziłeś się w tak pochlebny sposób.
Pozdrawiam cieplutko! ;>
Wyczulono mnie bardzo na używanie konkretnych określeń, bo niestety zdarzały mi się błędy typu " jakieś" "jakaś" i teraz naprawdę zrozumiałam, w czym problem, kiedy przeczytałam jeden fragment u Ciebie i zraziło mnie bardzo w oczy określenie "uderzyłam go czymś".
OdpowiedzUsuńZ początku wszystko wydawało się być takie spokojne i przewidywalne śmiercią, ale przecież każdy to wie, że główny bohater nie umiera... Hehs xD W sumie to chciałabym przeczytać taką książkę, gdzie się tak dzieje. Albo może lepiej sama taką napiszę? Zwrot akcji, dobra sprawa :)
Normalnie podniosło mi się ciśnienie, gdy doszłam do momentu, w którym Mimosa ją mijała... Ściskało mnie i najchętniej to sama bym ją zabiła, zamiast się tak nad nią litować! Chociaż pewnie miałaś ku temu swoje powody, które później doświadczę w kolejnych rozdziałach, jak mniemam :)
Naprawdę nie spodziewałam się tego, że w ten sposób odegra się rola Matt'a w tym miejscu. A już myślałam, że wszystko będzie inaczej, a tu proszę... Mam wrażenie, że będzie wojna między ludźmi, a elfami. To naprawdę interesujące :D
Opisy walk aż mnie cofnęły, z tą krwią, tymi torturami... Kocham to! To pokazuje prawdziwość i realia i odczuwam to tak, jakbym mogła poczuć, widząc to na żywo. Dlatego mega, mega plus!
Nie mogłam znaleźć odpowiedniego zamiennika tego słowa, ale już coś wykombinowałam. ;> Dziękuję za uwagę.
UsuńSą książki, gdzie główny bohater umiera, strasznie demotywuje do dalszego czytania. Przyzwyczajasz się do kogoś, lubisz go, a tu nagle ginie. Ehh.
Staram się w miarę rzeczywiście ukazać poszczególne sceny, a pierwszoosobowa narracja jest tu dużym ułatwieniem. Viene nie zabiła Mimosy, bo nie potrafiła tego zrobić, nie chce tego robić.
Dziękuję za pozytywną opinię, szczerze to troszke bałam się, że zbyt naciągane są te walki, że mogłabym je opisać bardziej dynamicznie, jednak to nie jest takie proste.