27 sty 2016

Rozdział III

Tydzień szybko zbliżał się ku końcowi. Aschley zabrała mnie na wielkie zakupy. Nigdy w życiu nie miałam tylu ubrań. Przymierzając je wszystkie i przeglądając się w lustrze, pierwszy raz w życiu czułam się ładna i atrakcyjna. Obcisłe spodnie i koszulki w różnych kolorach podkreślały moją szczupłą sylwetkę. Byłam szczęśliwa. W inne dni spędzałam czas z Mattem, który z chęcią oprowadzał mnie po okolicy, obszernym ogrodzie. Potrafił godzinami opowiadać o architekturze i przyrodzie, widać było, że bardzo się tym interesuje. Jego pasja powoli mi się udzielała, zaczęłam bardziej zwracać uwagę na szczegóły, jakie wcześniej po prostu umykały przed moim wzrokiem. Tydzień wystarczyłby ten roztrzepany, gadatliwy chłopiec stał się moim przyjacielem.
W jeden z cieplejszych wieczorów wybrałam się z Mattem na kolejny obchód ogrodu. Drzewa były już zupełnie nagie, liście tworzyły wielobarwny dywan z przewagą brązowych kolorów. W powietrzu czuć było szybko zbliżającą się zimę. Okres ten kojarzył mi się z okresem smutku i chłodu. Ludzie niechętnie opuszczali domy ze względu na panujący w koło mróz. Dni stawały się krótkie, szare.
Działkę z każdej strony otaczał mur, lecz ten najbardziej zbliżony do lasu był pokruszony, obrośnięty mchem i bluszczem. Za nim ciągnęła się wielka niewiadoma. Otulona grubym, miękkim szalikiem starałam się dotrzymać kroku mężczyźnie, co było trudne, bo poruszał się bardzo szybko. Po krótkiej chwili miałam już zadyszkę.
 Zwolnij  sapnęłam.
Matt spojrzał na mnie i z uśmiechem zrównał się ze mną. Był o głowę ode mnie wyższy. Nie należałam do niskich dziewczyn, jednak przy nim czułam się bardzo malutka.
 Chyba powinnaś zacząć biegać  zaśmiał się, puszczając mi oczko.  Musisz mieć siłę uciekać przed dzikami.
 Jedyne niebezpieczeństwo, jakie tu widzę, to jeden wielki, wkurzający blondasek  popatrzyłam na niego spode łba, co przyjął z szerokim uśmiechem.
W wolniejszym już tempie dotarliśmy do najdalej wysuniętej części ogrodzenia. Wdrapałam się na murek, wpatrując się w dal. Oprócz niezliczonej ilości drzew nie było tu nic. Matt opowiadał mi, że dalej ciągnie się przez wiele kilometrów puszcza, jedyne co ją przerywało to średniej wielkości jezioro i strumień.
 Radze ci się tam nie zapuszczać- upominał.  To wielki las, są tu i wilki i niedźwiedzie. Taka mała dziewczynka jak ty mogłaby sobie zrobić krzywdę  szturchnął mnie lekko.
 Byłeś tam? - zapytałam, spoglądając w jego zielone oczy.
 Kilka razy  odparł.  Ale nigdy nie sam. Czasem z chłopakami robimy jakiś biwak, czy po prostu chodzimy na grzyby. Raczej nie cieszy się dobrą reputacją. Było wiele przypadków zniknięć, a jeżeli ktoś wracał, to odmieniony. Mówią, że tam straszy, że żyją tam istoty nie z tego świata. Wejdź zbyt głęboko, a już nigdy nie wrócisz.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy. Widząc tę puszczę przed sobą, słysząc szmer poruszających się liści, czy trzask gałęzi, opowieści Matta zdawały się jak najbardziej prawdziwe. Kiedy robiło się ciemniej, moje serce zaczynało bić szybciej, z coraz większą obawą spoglądałam na drzewa za murem. Czasem miałam wrażenie, że widzę jakiś ruch za którymś z pni. Towarzysz zdawał się widzieć moje lęki, bo obejmował mnie ramieniem i odciągał w stronę domu. Najbardziej byłam zaskoczona reakcją mojego organizmu - zdawał się być przyciągany przez niewiadomą, słyszałam wewnętrzny głos, instynkt każący mi skryć się między grubymi pniami. Może ten las naprawdę był magiczny?
Pierre i Brian mało czasu spędzali na remontowaniu. Wyjechali w interesach do innego miasta w raz z moim nowym tatą - Jasperem. Rodzice namawiali mnie, bym nie krępowała się i w razie nudy, zwiedziła dom. Mając czas z chęcią wędrowałam po tajemniczych korytarzach budynku. Każdy pokój zdawał się przesiąknięty magią, którą zaczynałam dostrzegać we wszystkim. Na piętrze wiele pokoi było zamkniętych na klucz. Próbowałam jednak się do nich dostać. W tym celu powyginanymi drutami majstrowałam przy zamkach. Rzadko udawało mi się je otworzyć, jednak kiedy to osiągnęłam, czułam rozpierającą mnie dumę i rosnącą ciekawość.
Nadszedł mój ostatni wolny dzień. Jako że była to niedziela, mężczyźni nie przyszli do pracy. Miałam nadzieje spędzić czas z rodzicami, jednak zaraz po południu oznajmili mi, iż mają spotkanie w sprawie sprzedaży ich starego domu. Pozostawiona sama sobie znów zaczęłam błądzić po korytarzach willi. Po szerokich schodach udałam się na piętro, wędrowałam aż dotarłam do części jeszcze przeze mnie nieodkrytej. Z zewnątrz doszedł mnie grzmot, chwilę później przez zakurzone okna dostrzegłam błysk. Na dworze rozpętała się burza. Gałęzie drzew drapały ściany budynku, wywołując gęsią skórkę na moich ramionach.
Zaczęłam szarpać się z pierwszą napotkaną klamką, niestety drzwi były zamknięte. Wyciągnęłam z kieszeni moją kolekcję wytrychów i wetknęłam jeden z nich w dziurkę na klucz. Po chwili dał się słyszeć głuchy klekot. Pchnęłam wrota. Błądziłam po ścianie w poszukiwaniu włącznika światła, jednak go nie znalazłam. Po wcześniejszych próbach zaopatrzyłam się w małą, kieszonkową latarkę, więc szybko zalałam pomieszczenie bladym promieniem. Pokój, w którym się znalazłam, był inny od wcześniejszych, zdecydowanie mniejszy, wyglądał na starszy i zaniedbany. Kilka mebli było przykrytych białymi płachtami, pokryte dodatkową warstwą kurzu. Od razu stwierdziłam, że dawno nikt w nim nie był. Przyglądnęłam się pojedynczym obrazom, meblom, otworzyłam starą, spróchniałą szafę. Na jej dnie leżało kilka pudełek. W innych pokojach również takie spotykałam, zazwyczaj puste, od czasu do czasu znajdowałam zdjęcia lub wiekowe buty. Tutaj podobnie.
Miałam już odejść, kiedy w tylnej ścianie szafy dostrzegłam jedną obluzowaną deskę. Odsunęłam ją, oświetliłam dziurę latarką. Wewnątrz leżało jeszcze jedno małe opakowanie. Po otworzeniu moim oczom ukazał się cienki łańcuszek z zielonym kamieniem jako zawieszką. Nie wydawał się wartościowy. By go nie zgubić, zawiesiłam wisiorek na szyi.
Zamknęłam za sobą drzwi i chciałam otworzyć kolejne, kiedy głośny grzmot dotarł do moich uszu, kolejne błyskawice przecięły nocne niebo. Światła w całym domu zgasły, ogarnęła mnie nieprzenikniona ciemność. Gdyby nie latarka prawdopodobnie nie trafiłabym nawet do schodów. Z lekkim przerażeniem zeszłam na dół. W mroku wszystko wydawało się obce, cienie na ścianach tańczyły złowrogo, a kolejne grzmoty tylko dodawały im potworności.
Przez okno w kuchni dostrzegłam błysk świateł samochodu Jaspera. Widziałam, jak szybko otwiera drzwi, najpierw swoje, później biegnie, by wypuścić swoją żonę. Szli szybkim krokiem w kierunku mieszkania. Nie dotarli nawet do połowy ścieżki, kiedy dziwny kształt przeszył ciemność. Serce stanęło mi na moment, by zaraz ruszyć z podwojoną szybkością. Mężczyzna krzyknął coś do Aschley, ta ruszyła biegiem do drzwi. Widząc to, wybiegłam jej naprzeciw. Miałam pustkę w głowie, strach wypełniał każdą komórkę mojego ciała. Stanęłam na schodach przed wejściem. Dostrzegłam Jaspera leżącego na ziemi w kałuży krwi. Kobieta krzyczała coś do mnie, jednak nie słyszałam jej. Patrzyłam na to, co się stało. Mój umysł nie potrafił tego pojąć. To sen. To na pewno sen. Jasper żyje. To tylko sen.
 Uciekaj!
Ocknęłam się nagle. Zobaczyłam Aschley leżącą na ziemi, odpychającą łeb czarnej bestii. Wielkie stworzenie, wyglądające jak skrzyżowanie goryla z wilkiem, przeszywało czerwonymi ślepiami ciało kobiety. W jednej chwili chwyciło jej głowę i oderwało od reszty korpusu. Stanęło na dwóch wilczych łapach i zwróciło zakrwawiony pysk w moim kierunku. Wargi uniosło w przerażającym uśmiechu, ukazując rządek żółtych, ostrych zębów. Odrzuciło głowę na bok i ruszyło wolno w moim kierunku. Zza moich pleców wybiegł Demon. Zawarczał złowrogo, rzucając się na potwora. Ten odepchnął zwierzaka jednym machnięciem. Pies podniósł się i ponowił atak. Przeciwnik złapał go w pół i przekręcił. Usłyszałam trzask łamanego kręgosłupa. Opuścił zwłoki na ziemię.
Odwróciłam się i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Zablokowałam je na wszystkie możliwe sposoby. Biegiem ruszyłam przez korytarz. Po chwili doszedł mnie dźwięk burzonej ściany. Rzucając spojrzenie przez ramię, dostrzegłam unoszący się w powietrzu pył. W tej ciemności zauważyłam czerwone oczy o kpiącym wyrazie. Bestia szła za mną, nie wydając żadnego odgłosu. Podświadomość mówiła mi, że nie mam szans, że i tak zginę. Powoli zanikała we mnie ostatnia wola walki. Nie miałam gdzie uciec ani gdzie się schować. Weszłam do kuchni, chwyciłam w dłoń największy nóż i odwróciłam się przodem do wejścia. Serce biło mi tak szybko, iż myślała, że zaraz wyskoczy mi z piersi.
Stwór wkroczył do pomieszczenia. Moje ciało oblał zimny pot. Trzęsącą się rękę z bronią wyciągnęłam przed siebie. Potwór zacharczał cicho, po jego szczęce spłynęła stróżka śliny. Twarde mięśnie napinały się pod czarnym niczym smoła futrem. Mimo że tylne łapy miał wilcze, te przednie wyglądały jak zwyczajne ludzkie dłonie. Spiczaste, ogromne uszy położył po sobie. Postąpił kilka kroków w przód, zbliżając się niebezpiecznie. Krwawe ślepia ani na moment nie spuszczały z widoku mojego noża. Powoli zniżył się, lądując na wszystkich czterech kończynach. Napiął się, jakby gotując się do skoku. Adrenalina wypełniła moje żyły. Wiedziałam, że mam jeszcze ostatnią szansę na przeżycie.
I stało się. Bestia wybiła się mocno z ziemi, lecąc w moim kierunku. Dostrzegłam rozwierające się szczęki. Poczułam odór jego oddechu. Zamachnęłam się, wbijając nóż w jej brzuch. Usłyszałam potworny skowyt, a ogromne cielsko przyszpiliło mnie do podłogi. Odrzuciłam je z niemałym trudem i wybiegłam z domu. Biegłam najszybciej, jak potrafiłam, tak jak nigdy tego nie robiłam. Płuca paliły, nie czułam już nóg. W oddali dostrzegłam zarys muru, oddzielającego działkę od mrocznej puszczy. Ostatkiem sił wdrapałam się na ogrodzenie. Nie mogłam złapać oddechu. Zsunęłam się na drugą stronę. Za sobą usłyszałam jeszcze długie, przeraźliwe wycie, przerwane głośnym grzmotem. Bestia rozpoczęła polowanie. 


***********************************************************************



Rozdział dodaje z wyprzedzeniem, jako że nie będę mieć czasu zrobić tego przez kolejne kilka dni, następny ukaże się w sobotę za tydzień.

Występujący tu stwór NIE JEST WILKOŁAKIEM - tak tylko informuję. ;) 
Pozdrawiam serdecznie ;) 

8 komentarzy:

  1. Tak, wilkołaki są zwykle opisywane w nieco inny sposób. W każdym razie jakoś mi to nie pasowało.
    Rozdział pasjonujący, nieco makabryczny, ale niezaprzeczalnie świetny. Co prawda spokojny początek strasznie gryzie się z burzliwym końcem (jak mogłaś zabić psa? Ludzi to rozumiem, ale psa?). Niemniej wściekle mnie zaciekawiłaś. Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojoj, kolejny rozdział troszkę zmienił moje wszystkie myśli odnośnie tej historii. Do tej pory myślałem o niej raczej jako o opowieści obyczajowej, teraz widzę tu element, no właśnie, fantastyki? Horroru? Nie wiem jeszcze ale sądzę, że niedługo akcja ruszy w jedną ze stron. Strasznie mi szkoda nowych opiekunów głównej bohaterki - miałem nadzieję, że utrzymasz ich przy życiu no ale cóż - nie zawsze tak się da :) Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się jak najszybciej i będzie można poznać dalszy ciąg historii. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mała sprawa techniczna - dobrze, gdybyś wyjustowała tekst, zanim go opublikujesz. Będzie wyglądał on dużo lepiej!
    Co do tego rozdziału... Początek był taki beztroski. Vien nadal sprzyja szczęście. Ma nowy dom, otaczają ją ludzie, którzy obdarzają ją ciepłymi uczuciami, a ona sama nie musi się niczym przejmować. Przynajmniej tak się może wydawać.
    Ten las. On wzbudził moje podejrzenia. Czy słowa Matta są prawdziwe, a może starał się tylko dziewczynę nastraszyć? Chyba skłaniałabym się do pierwszej opcji...
    A ten łańcuszek, który znalazła dziewczyna? Podejrzane. Bo niby po co ktoś miałby chować tak błahą rzecz, gdyby nie miała się ona okazać wartościowym przedmiotem?
    Druga część rozdziału zmroziła krew w moich żyłach. Nie spodziewałam się takiej akcji! Kurczę, tak szkoda mi nowych opiekunów dziewczyny. W jakimś stopniu zdążyłam się zżyć z Jasperem, a ty go uśmierciłaś. Nieładnie! No dobra, wiem, że niekiedy nie da się tego ominąć... Ale co z dziewczyną? Uciekła do lasu, ale nie jestem pewna, czy jest to dobre rozwiązanie. Bo czy bestia nie będzie miała tam przewagi? W końcu chyba właśnie stamtąd przyszła?
    Idę czytać dalej!

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej;* Nadrabiam twoje rozdziały, ale skomentuję je zbiorczo pod najnowszym postem. Tutaj wpadłam tylko po to, żeby napisać, że nie ma czegoś takiego jak włącznik. A przeczytałam takie zdanie;) To się nazywa łącznik lub wyłącznik światła. A nazwa włącznik jest potoczna. To tyle;D Musiałam zareagować, zboczenie zawodowe xD Spodziewaj się mnie niebawem! ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ach, nie dziwię się, że dziewczynka nie ma siły i ledwo łapie dech, bo pewnie w sierocińcu raczej nie pałała się do biegania ani wykonywania jakichkolwiek czynności, związanych ze sportem. W końcu była aspołeczna, a zaadoptowanie jej przez tę rodzinę było dla niej niczym zbawienie i uratowało ją od wiecznego przebywania w samotności i ciągłym smutku, kompletnie pozbawionej uczuć.
    Tajemniczy las i stwory... Dlaczego zaatakował akurat wtedy, gdy Przeglądała sobie trochę nielegalnie swój nowy dom? Akurat w burzową noc? I co to w ogóle jest za stworzenie? Cholera, zaciekawiłaś mnie tak strasznie, że mam teraz problem. Czy czytać dalej i przezwyciężyć ten ból głowy, czy poczekać do jutra?
    Przytrzymałaś mnie w takim napięciu, że czuję je nawet teraz, gdy piszę ten komentarz. To po prostu było tak przerażające, wciągające i zarazem piękne, że aż nie mogę się wysłowić... Trafiłaś w mój gust! Z resztą, dobrze wiesz, o czym jest moje opowiadanie, więc na pewno wiesz, dlaczego tak bardzo podoba mi się Twoje :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Viene nie jest typem sportowca. Woli siedzieć w książkach i całe dnie poświęcać na czytanie.
      Dlaczego zaatakował wtedy? Cóż może to przypadek? Może powodem nie była sama dziewczyna, a właśnie jej rodzice? A ona znalazła się w złym miejscu o niewłaściwej porze? To się okaże w troszke dalszej przyszłości.
      Cieszę się, że udało mi się stworzyć napięcie. No i oczywiście, miło mi, że wpadłaś i skomentowałaś.
      Pozdrawiam! ;>

      Usuń
  6. Nie będę ukrywać, że mnie zaskoczyłaś, ten atak bestii pojawił się tak nagle, że musiałam się cofnąć i przeczytać raz jeszcze. Totalnie nie spodziewałam się tej bestii, a już na pewno nie tak makabrycznego morderstwa. Nie wiem, jakim cudem ona wyjdzie z tego cało. Jeszcze ten naszyjnik... ciekawe czy to ma coś wspólnego z atakiem.
    Ktoś jej pomoże? Matt? Może ktoś inny? Gdzie się ona teraz podzieje, jak jest sierotą? Tyle pytań, odpowiedzi mam nadzieję w późniejszych rozdziałach ; ))

    Pozdrawiam!!
    Karolina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, odpowiedzi na wszystko znajdziesz w kolejnych rozdziałach ;>
      Pozdrawiam! ;>

      Usuń

Nomida zaczarowane-szablony