20 lut 2016

Rozdział VI

Po kilku godzinach byłam już pewna, że jazda konna nie jest mi przeznaczona. Przy każdym kolejnym ruchu moje uda przeszywał ból. Nie czułam rannej łydki, zdawało mi się, że noga kończy się od razu pod kolanem. Nie wróżyło to dobrze. Wspomniałam o tym Mimosie, jednak ta kazała mi wytrzymać jeszcze chwilę. Zaciskałam więc zęby, starając się skupić na rozmowie z elfką.
Kobieta opowiedziała mi o swojej rasie. Jej historia wydawała się zaczerpnięta z niesamowitej, pięknej baśni. Była Nocnym Elfem. Nie słyszałam nigdy wcześniej takiego określenia. Lud ten wywodził się ponoć od gwiazd. Jedna z nich spadła na ziemię wiele lat temu, a z jej cząstek utworzyła się jaśniejąca w mroku postać. Kolejne kule świetlne zjawiały się w różnych miejscach, tworząc podobne oblicza. Odnalazły one siebie i połączyły, wybudowały wioski, rodziły dzieci. Wtedy gwiazdy przestały budować nowe osoby, a zaczęły obdarzać ich młode swą mocą. W  żyłach elfów płynął gwiezdny pył. Ich miasta znajdowały się w górach, wśród skał, jak najbliżej nieba. Co miesiąc, w czasie pełni urządzali ogromne bale, odbywały się tańce, a równo o północy składali ofiary. Dziękowali w ten sposób swym stworzycielom. Każdy elf miał moc przyzywania światła gwiazdy, której imię nosił. Kiedy w ciemności wywołał jej nazwę, ona zsyłała mu promień, który oświetlał drogę. Wydawało mi się to nieprawdopodobne, jednocześnie wspaniałe.
 Skąd wiecie, jakie ktoś powinien mieć imię?  zapytałam.
 To proste  powiedziała.  W dzień narodzin dziecka gwiazda zsyła nań swój promień. Mamy bardzo wykształconych astrologów, którzy zajmują się studiowaniem mapy nieba przez całe życie. Gdy widzą to światło, odnajdują gwiazdę i przekazują matce imię.
 Nie zdarzyło się nigdy pomylić nazwy?
 Zdarzyło się niejednokrotnie. Jednak dziecko dorasta, wraz z nim rośnie jego moc. W końcu dochodzi do próby wezwania gwiazdy. Czasem się to nie uda, promień nie pojawia się. Wtedy uczeni szukają tej właściwej. Oczywiście może to chwilę trwać, ale jednak zawsze się udaje. Elf Nocny bez własnej gwiazdy to jak ryba bez wody. Powoli umiera.
Z każdym uderzeniem kopyt konia o ziemię czułam się coraz gorzej. Przed oczami pojawiały mi się mroczki, powieki powoli opadały, oddech stawał się cięższy. Mimosa była tego świadoma, popędzała więc wierzchowca, aż w końcu cwałowaliśmy pomiędzy nagimi drzewami. Zatrzymaliśmy się zaledwie dwa razy, aby dać odpocząć zwierzęciu, jak również po to, by uzupełnić płyny i coś zjeść.
Czas płynął nieubłaganie. Słońce, które ledwie przed chwilą wstało, kładło się teraz po drugiej stronie firmamentu. Chmury nabierały barwy słodkiego różu, przechodzącego powoli w ciepły pomarańcz. Zachód był piękny. Uwielbiałam patrzeć na zmieniające kolory niebo. Lubiłam myśleć o tym, że każdy wschód jest darem, daje szansę wszelkim stworzeniom na zrobienie czegoś ważnego. Umożliwia rozpoczęcie wszystkiego od nowa. Zachód natomiast był dla mnie symbolem przemijania. Dzień dobiega końca, mija czas na naprawienie błędów.  
 Dojeżdżamy  zawołała Mimosa.
Podniosłam powieki, które moment wcześniej opadły, próbując odepchnąć od siebie ramiona snu. Kobieta zatrzymała konia na wzniesieniu, tuż przed rozległą skarpą. Ostatnie promienie oświetlały otoczone murami miasteczko, umiejscowione pomiędzy skałami i pagórkami, ale jednocześnie jakby ponad nimi. Z tej perspektywy wyglądało niesamowicie, wręcz magicznie. Złote światło padało na dachy domów, sprawiając, że wyglądały, jakby pochłaniały je płomienie. Z wyżej położonej skalnej półki spływał wartki potoczek, zdawał się wpadać pomiędzy mury. Miasto tworzyło swego rodzaju tamę. Strumienie wypływały spod niego i opadały na niżej położone kamienie, wydając przy tym kojące szumy. Tam łączyły się z ogromną rzeką, przepływającą u podnóża skarpy, na której stałyśmy.
 Witaj w Andorii  szepnęła  moim domu.
Spojrzałam na nią. W jej oczach dostrzegłam błysk radości. Zdawała się szczęśliwa, że wraca. Poczułam lekkie ukłucie zazdrości. Marzyłam o powrocie do własnego pokoju, do zobaczenia znajomych twarzy. Jednak to wszystko zdawało mi się tak odległe i nieprawdziwe. Miałam wrażenie, że to wszystko było snem. Być może dalej nim jest.
Koń ruszył kłusem po wzniesieniu, w stronę miasta. Odgoniłam od siebie myśli, skupiając się na wypełniającym moje ciało bólu. Gdyby nie Mimosa już dawno spadłabym z wierzchowca. Otaczało mnie gorące powietrze, uniemożliwiając sprawne oddychanie. Moje kończyny były zdrętwiałe, przed oczami pojawiały się mroczki.
 Co się ze mną dzieje?  wychrypiałam.
— Wydaje mi się, że nasz zwierzak nie  miał zbyt czystych łapek  powiedziała Mimosa.  Musimy się pośpieszyć.
Jak przez mgłę pamiętałam kolejne kroki wierzchowca, słowa kobiety. W głowie pojawiła mi się myśl: jakie to dziwne, że ktoś, kogo się obawiamy, nagle staje się jedynym ratunkiem. Przed oczami mignęła mi jakaś brama – zapewne wejście do tego miasta. Zaraz, jak ono się nazywało? Otaczały mnie głosy. Dużo głosów. Co oni mówią? Poczułam ciepły dotyk na czole, coś mi wlano do gardła. Nie miałam pojęcia, co to było. Ból przeszył mi łydkę. Krzyknęłam. Podniosłam powieki.
 Zostaw mnie …  szepnęłam i opadłam nieprzytomna na poduszki.

***
W moim umyśle trwała długa i ciężka wojna. Jedna część mnie chciała pozostać w obecnym stanie, w całkowitym wyciszeniu i spokoju, z dala od trosk, smutku. Druga natomiast miała w pamięci ostatnie wydarzenia, pragnęła zemsty, jednocześnie chcąc zrozumieć, o co tak naprawdę chodzi w tym świecie. Zdawało mi się, że stoję w miejscu, gdzie droga się rozwidla. Miałam do wyboru albo iść przez zieloną łączkę pełną kwiatków, zalaną słońcem, albo wkroczyć na krętą ścieżkę pełną pytajników. Zastanawiałam się, co osiągnę, jeżeli nie wstanę. Gdybym umarła nigdy nie poznałabym powodów, dla których moi rodzice musieli poświęcić życie. Ogarnęło mnie poczucie winy. Oni oddali swoje istnienie, a ja bałam się, chociażby wstać z łóżka.
Chciałam zacisnąć zęby w nagłym napływie złości na siebie, jednak moje ciało nie chciało słuchać. Zdawało mi się, że stoję po szyję w mule o konsystencji budyniu. Jakiekolwiek drgnięcie było dla mnie niczym wielogodzinny bieg  mięśnie odmawiały posłuszeństwa, oddech stawał się płytki  wysiłek ponad moje siły. Poddałam się.

***
Nie wiem, ile minęło czasu. Mój mózg znów odzyskał sprawność. Budyniowa papka znikła, a zamiast niej pojawiły się łagodne schody, prowadzące na zewnątrz. Wspięłam się po nich z niemałym wysiłkiem. Już po chwili byłam w stanie otworzyć oczy.
Pierwszym co napotkało mój wzrok, było oślepiające światło. Minęła dobra chwila ,zanim przyzwyczaiłam się do jego natężenia. Rozglądnęłam się wokoło. Znajdowałam się w pomieszczeniu przypominającym salę szpitalną. Ściany pokryte były białą farbą, pod nimi stały rzędy łóżek. W powietrzu nie unosił się jednak typowy szpitalniany zapach. Nie widziałam żadnych typowych przyrządów, kroplówek, komputerów. Jedynie na stolikach w różnorodnych butelkach znajdowały się dziwne roztwory.
Podniosłam się powoli do pozycji siedzącej. Czułam lekkie pulsowanie w głowie, bardzo nieprzyjemne. Przypomniałam sobie o rannej łydce. Wyciągnęłam nogę spod śnieżnobiałej pierzyny. Gdyby nie mała, różowa blizna pomyślałabym, że nigdy tej rany nie było. Co się stało? Ile spałam?
Drzwi do pokoju otworzyły się. Stanęła w nich średniego wzrostu, szczupła kobieta. Brązowe włosy miała zaplecione w ciasny warkocz. Jej wzrok od razu wylądował na mnie. Przystanęła na moment zaskoczona. Otrząsnęła się jednak prędko i szybkim krokiem podeszła do mojego łóżka.
 W końcu się obudziłaś  zauważyła nerwowo, rzucając mi przestraszone spojrzenie.  Czy jest coś, czego potrzebujesz? Jedzenie, ubranie, leki?
Spojrzałam na siebie po tych słowach. Miałam na sobie jedynie białą koszulę i spodnie do kolan, co było prawdopodobnie piżamą.
 Tak, chciałabym się ubrać  powiedziałam.  Przepraszam, gdzie jestem?
 Sala medyczna w Andorii  przedstawiła.  Ja jestem Zosma i opiekuję się tym miejscem.
 Ja jestem…
 Viene, tak, wiem  przerwała mi.  Chyba wszyscy już wiedzą.
 Że co, proszę?  zawołałam.
 Leż spokojnie, przyniosę ubrania.
Patrzyłam, jak wychodzi z sali. Co to miało znaczyć? Nie lubiłam być w centrum zainteresowania, na samą myśl bycia rozpoznawalną ciarki przeszły mi po plecach. Mimosa nie uprzedzała mnie, że mogę szybko znaleźć się na językach całego miasteczka. Gdzie ona jest? Mimo że nie pałałam do niej sympatią, nagle zaczęło mi jej brakować. Była jedyną znaną mi tutaj osobą.
Czekałam niecierpliwie na Zosmę. Chciałam ubrać się i wyjść, znaleźć Mimosę. Niedługo potem lekarka przyszła, niosąc różne elementy garderoby. Zostawiła mi je i wskazała drzwi do niewielkiej łazienki w rogu sali. O dziwo, elfie ciuchy prawie idealnie na mnie leżały. Opinały moją sylwetkę, jednak nie krępowały ruchów.  Przejrzałam się w małym lusterku. Wydawało mi się, że jestem bardzo blada, miałam sińce pod oczami, policzki zdawały się zapadnięte, włosy skołtunione, złapane w nieudolny kucyk. Przemyłam twarz wodą, zostawioną w glinianej misce. Przeglądnęłam się ostatni raz i otworzyłam drzwi.
Zamieniłam się w słup soli widząc malujący się za wrotami obraz. Zaledwie kilka metrów ode mnie stało dziesięciu mężczyzn ubranych w zbroje z włóczniami w dłoniach. Każdy był wyższy o przynajmniej głowę.
 Z rozkazu Tolimana, namiestnika i pana tego miasta mam nakaz cię aresztować  przeczytał jeden z nich, wpatrując się w kartkę.  Wszelki opór będzie traktowany jako zniewaga i nieposłuszeństwo wobec władcy, karany pięćdziesięcioma batami.
 Słucham? — zajęczałam.
 Pójdziesz z nami dobrowolnie, czy mamy cię wytargać siłą?  rzucił jeden z rycerzy.
 Na jakiej podstawie mnie aresztujecie?  czułam, jak cała krew odpływa mi z twarzy.
 Za bycie człowiekiem  wypalił, postępując krok do przodu i ciągnąc mnie za ramię.
Zawiązali moje dłonie sznurem. Nie wierząc w to, co się dzieje, wpatrywałam się w twarze strażników, szukając jakiegokolwiek sygnału, znaku, chcąc się dowiedzieć, o co chodzi. W drzwiach sali medycznej minęłam Zosmę, która rzuciła mi, pierwsze tego dnia, pełne spokoju spojrzenie.


Masz ci los… trzeba było się nie budzić. 

13 komentarzy:

  1. Hahahhaha co? "Za bycie człowiekiem", niesamowicie intrygujący powód. Chyba właśnie przeszła mi ochota na zwiedzanie elfich gajów.
    Całkiem przyjemny rozdział. Podobała mi się ta opowieść o elfach. Ładnie to wymyśliłaś i zgrabnie ujęłaś. Oby tak dalej!
    Ale wiesz, ja, jak to ja, muszę ponarzekać. Bo gdzie jest akcja? Mam nadzieję, że w przyszłym rozdziale będzie się działo coś więcej poza aresztowaniem za "bycie człowiekiem". :D
    Powiedz mi... Zosma to tylko epizodyczna postać? Bo wiesz, jakoś tak jej nie polubiłam. Suka z niej trochę, tak mi się przynajmniej wydaje.
    Rozdział nie był w sumie zbyt długi, więc nie wiem, co więcej mogę powiedzieć na jego temat. Kiedy już dojdzie do zabijanie - dojdzie, prawda? - z pewnością walnę tu niezłą wypowiedź. :*
    No i zaczynał pałać znacznie większą sympatią do głównej bohaterki.
    No nic, czekam na kolejną notkę. Pozdrawiam!

    PS. W wolnej chwili zapraszam na kolejny rozdział na Alfie. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam to do siebie, że niestety lubię wolno rozwijać wydarzenia, robić wszystko po kolei. Oczywiście akcja będzie, zabijanie również (fajna rzecz w sumie xD).
      "Za bycie człowiekiem" - cóż, moje elfy do przyjaznych nie należą, raczej są samolubne i złośliwe, także dla nich każdy powód jest dobry.
      Zosma jest postacią epizodyczną, pojawi się jeszcze kilka razy, ale raczej duzo jej nie będzie.
      Dziękuję za komentarz
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
    2. Wolne rozwijanie wydarzeń jest mega! Na akcje pewnie też przyjdzie czas.

      Usuń
  2. O rety, nawet nie przyszłoby mi do głowy, napisać taką historię. Musisz mieć rozwiniętą wyobraźnię, gratuluję. Tak jak Nevę, rozbawił mnie powód, przez który zabierają dziewczynę. Mimo wszystko jestem na 'tak', cholernie zaintrygowana jak dalej potoczą się jej losy.
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie,
    http://kazdy-ma-swoja-druga-twarz.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa ;)
      Tak, wiem, że powód wydaje się naprawdę śmieszny i dla nas, jako ludzi, wręcz absurdalny, jednak jak wspomniałam pod komentarzem wyżej, moje elfy są takie - wredne, samolubne. Jeszcze zdążysz się o tym przekonać ;)
      Chętnie wpadnę do Ciebie, jak tyko złapię wolną chwilę,
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  3. No, ciekawie się kończy. I ogółem całkiem fajnie...
    Jedna uwaga. Może się czepiam, ale taki już urok miłośniczki fizyki: pył z zasady jest raczej ciałem stałym, więc nie może płynąć ;D
    A tak w ogóle nie mogli jej zamknąć w komnacie gdzie ją leczyli? Do więzienia da się sprowadzić medyków. W każdym razie czekam na rozwój akcji. Mam wrażenie, że dosyć szybko zmienił się klimat, z budzącego dreszczyk fragmentu podszytej mrokiem historii do zwykłego fantasy z elfami i magicznymi światami. Ciekawi mnie czy uda ci się to zgrabnie połączyć ;)
    Pozdrawiam
    Wilcza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm... "W żyłach elfów płynął gwiezdny pył." Miałam tu na myśli, że jest on dodatkiem w ich krwi, płynie wraz z nią. Postaram się to wyraźniej zaznaczyć.
      Zamknąć ją w "szpitalu" nie bardzo mogli, z tego powodu, że to jedyne miejsce, gdzie można w sprawny sposób przeprowadzić leczenie/badania, wszystko jest tam pod ręką, byłaby po prostu bardzo dużym utrudnieniem. A do więzienia elfa o zdolnościach lekarskich trudno byłoby zaciągnąć, biorąc pod uwagę fakt, że są one zbyt dumne i zbyt wysoki status w społeczeństwie posiadają, by choćby pomyśleć o znalezieniu się tam.
      Mam nadzieję, że wszystko jakoś ułożę i wyjdzie dobrze. xD
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  4. Podoba mi się historia pochodzenia elfów. Fajnie to wymyśliłaś, dość kreatywnie, a to się ceni.
    Co do samej Vien, strasznie mi jej szkoda. Widocznie rana, którą doznała była znacznie poważniejsza, niż mogło się wydawać na samym początku. Dobrze, że dzięki tej elfce znalazła się w miejscu, gdzie mogli udzielić jej pomocy. Nie wyobrażam sobie, aby miała szansę przeżyć, gdyby Mimosa ją nie odnalazła.
    Chociaż nie jestem pewna, czy pobyt dziewczyny w tym miejscu skończy się dobrze. W końcu została aresztowana. Za bycie człowiekiem... Co za przedziwny powód! Przecież nie wtargnęła na ich terytorium z wrogim nastawieniem. Została przyprowadzona przez jedną z nich, więc to chyba powinno mieć jakieś znaczenie...
    Cóż, czekam na ciąg dalszy. Wprost nie wierzę, że te kilka rozdziałów zleciało mi tak szybko. Mogłabym przeczytać jeszcze więcej!
    Pozdrawiam i jeżeli masz ochotę, to zapraszam do siebie na nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarze i miłe słowa.
      Na wszystkie pytanie, które zadałaś już nie długo poznasz odpowiedź. Dlaczego zginęli jej nowi rodzice, czym jest owy zielony naszyjnik, dlaczego ją aresztowano, już niedługo będzie wszystko wiadomo.
      Viene mimo, że nie okazuje bardzo swoich uczuć, bardzo przeżywa śmierć przybranych rodziców oraz rozstanie z przyjaciółmi. Głównie chęć zemsty przytrzymuje ją przy życiu. Dużo zawdzięcza elfce, ale czy na pewno?
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  5. Niektóre momenty troszkę mi przypominały Tolkiena, np. ta historia nocnych elfów. Dla jasności - jeśli chodzi o fantastykę to z mojej strony jest to największy komplement jaki można usłyszeć :) Rozłożyła mnie natomiast końcówka. Jak widać, aresztowanie "za bycie człowiekiem" może być całkiem realne w świecie pełnym elfów :) Zastanawiam się czy areszt wynika bardziej z nierozgarnięcia strażników i okaże się pomyłką czy faktycznie Viene zostanie aresztowana i będzie miała tu jakieś kłopoty. No nic - nie przedłużam i korzystam z przywileju, że mogę iść czytać dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Podoba mi się ten spokój w Twoich rozdziałach. Tak gładko i przyjemnie dzięki temu się czyta, że to wcale się nie może znudzić i nie można się zniechęcić :D
    Podobała mi się strasznie historia Nocnych Elfów! Mam wrażenie, że już gdzieś o nich słyszałam, no ale chwila, świat fantastyki jest przecież obszerny jak nasza kula ziemska, więc nawet o moich demonach pewnie już ktoś słyszał kiedyś :D nie mniej jednak, kupiłaś mnie tym ogromnie <3
    Ciekawa jestem, jakim sposobem wyleczą tę jej biedną nogę i jak teraz będzie wyglądało jej życie.
    Nie zrozumiałam jednego momentu, bo opisywałaś, że jest na koniu, że dalej jadą, ale potem na końcu przeczytałam, że dziewczyna opadła na poduszki :o To było dla mnie troszkę niejasne.
    Rozbawiłaś mnie tą budyniową papką xD
    Trochę przeżyłam tutaj też powód aresztowania Viene. Swoją drogą, trochę jej charakter nie pasuje do Twojego spokojnego stylu pisania, ale to tam, mało istotne :D Co do aresztowania, no... Dziwna sprawa, ale może wszystko stanie się jaśniejsze w kolejnym rozdziale ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszałaś o Nocnych Elfach? W sumie nie dziwię się, bo jednak to termin często używany w książkach czy grach. Ale powiem tak: elf elfowi nierówny.
      Co do jazdy na koniu, chodzi o to, że dziewczyna była tak osłabiona, że pamięta właśnie tylko skrawki podróży - przejazd przez bramę, jakieś pojedyńcze słowa. Jak się nagle ocknęła, to się okazało, że jest już na szpitalnym łóżku.
      Charakter Viene nie pasuje do mojego stylu? Czy ja wiem. Wydaje mi się, że twórca (nie nazwę się pisarzem przecież xD) powinien być w miarę elastyczny. Tzn, że każdy charakter potrafi wpleść w swoje opowiadanie.

      Usuń
  7. Bardzo podobała mi się ta historia o elfach i ich gwiazdach. To takie magiczne i jednocześnie niepokojące - bo jeśli nie znajdzie się swojego światła, to się umiera. Piękne i straszne jednocześnie.

    Trochę też dziwi mnie zachowanie Mimosy i Zosmy. Ta pierwsza ją ot tak zostawiła samą w obcym świecie, a ta druga nawet nie drgnęła, kiedy młoda została aresztowana. Pewnie to wszystko ma swoje uzasadnienie, ale i tak!

    Powód "człowiek" też świetnie wypadł ;p Zastanawiam się, czy oskarżonemu przysługują jakieś prawa ;p

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Nomida zaczarowane-szablony