Obudziło mnie
nagłe poruszenie w lochach. Z trudem podniosłam się z pryczy. Mój wzrok padł na
miskę z jedzeniem, które dostarczono mi poprzedniego dnia. Była to warzywna
papka, wyglądała jak błoto i smakowała jak błoto. Skrzywiłam się z obrzydzeniem.
Kolejny szmer zmotywował mnie do podejścia w kierunku krat. Jedyne światło
rzucały wypalające się pochodnie, znajdujące się na korytarzu. Z racji bardzo
wczesnej pory na zewnątrz było ciemno. Za niewielkimi okienkami, również
oddzielonymi od celi kratami, nie widziałam nic poza migocącymi gwiazdami.
Sąsiad z naprzeciwka,
tak jak ja, wpatrywał się w korytarz. Złapał moje spojrzenie i uśmiechnął się,
ukazując rządek zadziwiająco zadbanych zębów. Pokręciłam głową, odwracając głowę
w kierunku, z którego dochodziły odgłosy. Wąskim korytarzem szło kilku
strażników, prowadzących za ręce kobietę. Nie była w stanie iść sama. Sapnęłam
zszokowana. Jak można doprowadzić kogoś do takiego stanu? Odsunęłam się od
ogrodzenia, gdy podeszli bliżej. Ze zdziwieniem patrzyłam, jak otwierają moją
celę i wrzucają do niej kobietę, po czym odchodzą. Jak upadła, tak leżała, na
brzuchu. Jej twarz przysłaniały ciemne, skołtunione włosy. Ubranie zakrywało
zaledwie tułów i sięgało do połowy ud. Na nagich rękach i nogach dostrzegłam
niezliczoną ilość wręcz czarnych sińców i zadrapań.
Wzięłam głęboki
oddech i uklęknęłam w bezpiecznej odległości od kobiety. Delikatnie
potrząsnęłam jej ramieniem.
— Halo? Słyszy
mnie pani? Co się pani stało?
Wydawała się nie
reagować. Dopiero po kilku kolejnych próbach nawiązania kontaktu, podniosła z
trudem głowę. Spod rozczochranej czupryny spojrzały na mnie ogromne, czarne
oczy. Widziałam w nich przerażenie. Na twarzy również miała sińce. Wyglądała na
trzydzieści, maksymalnie trzydzieści pięć lat.
— Co się stało? — powtórzyłam pytanie.
— Wody — wychrypiała.
Podałam jej
kubek, którego nie zdążyłam jeszcze opróżnić. Jej spierzchnięte usta pękały
przy najmniejszym ruchu. Policzki miała zapadnięte.
— Jestem Viene — przedstawiłam się.
Jej spojrzenie
błądziło po moim ciele, aż skupiło się na moich oczach.
— Rosa — szepnęła.
— Co ci się
stało?
— Te plugawe
elfy… — wycharczała. Widziałam, jak jej drobne dłonie zaciskają się w pięści, a
na przedramionach ukazują się niebieskie cienie żył. — Najgorsze spośród istot, najgorsze spośród wszystkiego… - sapała, a przerażenie w jej oczach przybierało
coraz groźniejszą formę. Nagłym ruchem złapała mnie za kołnierz i pociągnęła w
swoim kierunku tak, że dzieliło mnie od niej maksymalnie pięć centymetrów. — Nie ufaj im! Przenigdy im nie ufaj! Wypatroszą jak kaczkę. Upieką jak udziec
wołowy. Oskubią jak kurczaka. Potną jak cebule i nawet nie zapłaczą nad twym
ciałem.
Puściła mnie,
odpychając jednocześnie. Wydawała się obłąkana. Odsunęłam się od niej, jak
najdalej mogłam. Nie dostrzegła tego. Wpatrywała się w ścianę, ale jakby jej
nie widziała. Patrzyła poza nią. Zaczęła mamrotać, bez ładu i składu.
Obserwowałam ją chwilę. Bałam się, że kobieta jest nieobliczalna. Dlaczego
umieścili ją w celi ze mną? Idąc tu, widziałam
kilka wolnych pomieszczeń. Na pewno mieli w tym jakiś cel.
Ruch po drugiej
stronie lochów odwrócił moją uwagę od kobiety. Mój sąsiad usiadł na ziemi,
zaraz przy kracie i wpatrywał się w moją współlokatorkę. Złapał moje
spojrzenie. Wskazał palcem na usta, nakazując milczenie, a później na uchu,
sugerując, żebym posłuchała. Idąc za jego radą, skupiłam się na mamrotaniu. Po
chwili odkryłam, że bełkot tak naprawdę jest prostymi słowami.
— … Z ognistego
ptaka ciałem — usłyszałam.
— Co? — zawołałam
zaskoczona, czym wyciągnęłam kobietę z transu. Spojrzała na mnie niewidzącymi
oczami. Źrenice zlały się z tęczówkami. — Zacznij od początku, proszę! — zawołałam.
— Posłuchaj
dziecko — szepnęła zmienionym głosem, powodującym ciarki na moim ciele. — Historia, którą ci opowiem, jest stara, tak stara, jak ja. Myślisz, jak to,
skoro wyglądam tak młodo. Jednak strzeż się dziewczyno, nie wszystko, co widzisz
i słyszysz, jest prawdą. Mam tyle lat, co ten świat, tyle, co mur odgradzający
nas od twojego domu, tak stara, że pamiętam czasy piękne, jak i te najgorsze.
Wiem, kim jesteś, wiem, co przeszłaś — zamilkła, odwróciła głowę znów w kierunku
ściany. — Opowiem ci o czasach, gdy elfy królowały w tej krainie, gdy były
najsilniejszą i najwspanialszą rasą.
Dzieliły się
wszystkim. Rozumiały szum drzew i szept strumienia. Rozmawiały językami
zwierząt. Kochały i były kochane. Jednak wszystko ma swój koniec.
Istniał pewien
człowiek, który zazdrościł elfom władzy. Zapatrzony w siebie złoczyńca,
najgorszy, najobrzydliwszy. Zwał się Allador. Zebrał armię tak wielką, tak
dobrze wyćwiczoną i uzbrojoną, że zdołał wybić większość elfickich rodów.
Krwawe to były czasy. Czerwone wznosiły się pełnie, przez co Nocne Elfy traciły
potomstwo. Serca dzieci, przesiąknięte światłem krwawego księżyca nie były w
stanie kochać. Inne rasy ginęły, poniektóre chowały się w cień, chcąc przetrwać
ten okres.
Żył w tamtych
czasach król — Rigel. Wspaniały był to władca, mądry, silny. Miał córkę, Maję.
Nie spotkano nigdy piękniejszej i cudowniejszej. Lśniła niczym słońce, a z ust
nie schodził uśmiech, głos miała jak melodia harfy — lekki i przejrzysty.
Dotarł
do nich Allador na czele ogromnej armii. Wdarł się do zamku, a gdy ujrzał
księżniczkę, zapragnął jej. Dał królowi wybór — albo córka, albo poddani. Cóż
miał czynić Rigel, jak nie poświęcić jedno życie w zamian za kilkaset? Wyprosił
ostatni dzień, jaki miał z nią spędzić. Cały
dzień spędzili w Komnacie Modłów, gdzie prosili bogów o pomoc. Gdy dobiegał
wieczór, im oczom ukazał się płomień. Powoli przybrał kształt ogromnego ptaka w
ogniu. Przedstawił się jako Feniks. Obiecał ochronić królestwo i Maję, w zamian
za ciało królewny. Miała się stać ona jego nosicielem. Jej zadaniem stałoby się
niesienie szczęścia i prawdy po całym świecie. Ciężkie to zadanie, zbyt wiele
stworzeń nie lubi proroków. Nie miała jednak ona wyboru. Feniks powiedział
królowi, że Maja kiedyś wróci, o ile nie zginie i o ile będzie mu posłuszna do
końca.
Stało
się, jak rzekł ognisty ptak. Królestwo znikło z mapy, ochraniane ogromną tarczą,
zapewniającą niewidzialność. Nikt od tamtego czasu nie był w stanie go
odnaleźć. Maja zniknęła również. Błądziła po górach, dolinach, wśród rzek i
oceanów. Jej misja dobiegała końca. Gdyby nie jedna chwila zapomnienia, zapewne
dotarłaby do domu.
Poznała
kogoś. Powiedziałabym nawet, że było to „coś”. Szkaradny stwór, o okropnym
wnętrzu. Piękny jak elf, inteligentny i silny, jednak pozbawiony emocji i
współczucia. Jego ciało było zdolne przybierać postać czarnej, bezkształtnej
chmury. Znane w naszym świecie pod nazwą Demonów. Królewna zakochała się,
spędziła z nim wiele dni i nocy. Feniks widząc to, wypalał się, stracił moc
kierowania jej losem. Pewnego dnia stwór uciekł, zostawiając Maję z dzieckiem
pod sercem. Umarła wydając je na świat. Wraz z nią ostatni oddech wydobył
również Feniks.
Dziewczyna
sprowadziła tym zagładę dla swego ludu. Bariera znikła. Miasto znów stało się
widoczne. Potomek Alladora zebrał armię, jeszcze potężniejszą niż we
wcześniejszych czasach. Zrównał królestwo z ziemią, pokonał elfy. Została ich
zaledwie garstka. Jednak ich czyste serca spowiła ciemność. Potrafiły troszczyć
się tylko o siebie i to zostało im do teraz. Strasznym stali się ludem. Nienawidzili
wszystkich, zwłaszcza ludzi. Zdolni są poświęcić życie miliona istot za życie
jednego elfa, tłumacząc się chęcią obrony własnego narodu.
Zamilkła.
Słuchałam jej z otwartymi ustami. Historia Rosy brzmiała niczym bajka wydarta z
jednej z książek dla dzieci. Gdyby nie to, jak potraktował mnie Toliman,
zapewne bym jej nie uwierzyła.
— Kim jesteś? — zapytałam.
— Mureen — rzekła. Jej twarz nagle się postarzała, pomiędzy czarnymi włosami ujawniły się siwe pasma. — Zwana również jako Żywa Kronika. Jestem człowiekiem, uraczonym zaklęciem długowieczności i pamięci.
— Czy ta historia jest prawdziwa?
— Prawdziwa, jak twoje bijące serce — odpowiedziała, nie spuszczając wzroku ze ściany. — Gdyby nie ono, nie żyłabyś, tak jakby nie było nas tutaj, jeśli ta
opowieść okazała się tylko bajką. Feniks nie zostawił nas — oznajmiła. — Co
tysiąc lat odradza się w ciele osoby, która jest czysta i silna. Obiecał nam
to. Obiecał nigdy nie opuścić. Mój czas dobiega końca, tak jak życie każdego
człowieka, i moje jest skazane na zakończenie. Nie martw się przyszłością,
dziecko. Cokolwiek się wydarzy, tak po prostu miało być.
Siedziałyśmy
w ciszy. Pierwsze promienie słońca przemieszczały się po pomieszczeniu. Przez
niewielkie okno wpadł poranny wietrzyk, niosąc ze sobą zapach zimy. Mężczyzna
zza krat również milczał, jego wzrok utkwiony był w ziemi, dostrzegłam w nich
cień smutku. Nienawiść elfów do ludzi zaczęła mi się wydawać słuszna. Jednak, z
drugiej strony, nie powinno się osądzać dziecka za czyny rodziców. Rozmyślałam
nad tym dłuższą chwilę, czując powoli ogarniające mnie zmęczenie. Skierowałam
spojrzenie na Rose. Jej oczy były przymknięte, oddech spokojny, zapewne spała. Zdawała
się odmłodnieć, zmarszczki wyrównały się, mięśnie rozluźniły. Zdarłam jedno z
prześcieradeł i okryłam nim kobietę, potem sama usiadłam na jednej z pryczy i
wpatrywałam się we wschód słońca.
W
życiu każdego człowieka, a może i każdej istoty, przychodzi taki moment, kiedy
zastanawia się, co też w życiu osiągnął, lub co mógł jeszcze zrobić. Najczęściej
nadchodzi wtedy, kiedy owo stworzenie zda sobie sprawę, że koniec jest już
bliski. Taki moment dopadł również mnie w tamtym momencie. Zdałam sobie sprawę,
że moje istnienie nie miało sensu. Byłam jedną z miliardów osób. Nic mnie nie
wyróżniało, nie osiągnęłam nic znaczącego. Nawet odkrycie nieznanej części
świata miało przepaść wraz z moją śmiercią. Nie zdążyłam się z nikim pożegnać,
nie poznałam też nikogo na tyle, by móc nazwać go najlepszym przyjacielem.
Przez głowę przeleciały mi wspomnienia z udziałem Matta, droczenie się,
przepychanie. Pamiętałam, jak dzień przed tragedią pocałował mnie w policzek i
obiecał, że jak tylko przyjdzie, to wybierze się ze mną na wycieczkę po lesie.
Strąciłam z policzka samotną łzę. Nie wybrał się, zapewne już nigdzie się ze
mną nie wybierze. Nie zdąży.
Nie
mogłam zasnąć. Chłód poranka dawał mi się we znaki, ciało miałam zdrętwiałe z
zimna, palce sine. Jedzenie z poprzedniego dnia pokryło się warstwą szronu.
Spojrzałam na siedzącą w niezmienionej pozycji kobietę. Jej twarz zbladła,
sińce wydawały się jeszcze ciemniejsze. Podeszłam do niej zaniepokojona.
Dotknęłam policzka. Był zimny. Jej klatka piersiowa nie unosiła się, ani z
nozdrzy ani z lekko uchylonych ust nie wydobywało się ciepłe powietrze.
Sprawdziłam puls. Niewyczuwalny.
— Po… pomocy! — zawołałam, nie wiedząc co tak naprawdę mam zrobić. Szybko się podniosłam i przyłożyłam twarz do krat. — Ratunku! Słyszy mnie ktoś?
— Cicho tam! — zagrzmiał głos po drugiej stronie lochów.
— Ale Rosa… Ta kobieta nie żyje!
Usłyszałam
kroki. Chwilę później z półmroku wyłonił się strażnik. Popatrzył na mnie,
później na kobietę.
— I co z tego — wzruszył ramionami. — I tak miała zginąć. Jednego mniej do dźwigania — zmierzył mnie wzrokiem jeszcze raz. — Ty się zbieraj, zaraz
idziemy.
— Gdzie? — wybąkałam, czując ogarniające mnie gorąco.
— Na śmierć! — zaśmiał się i poszedł.
Stałam
oniemiała, nie wiedząc, co mam w ogóle o tym myśleć. Nazwali mnie bestią, kiedy
sami zachowują się jak zwierzęta. Śmierć ludzi ich bawiła. Czy mogłam trafić na
gorsze stworzenia? Nawet wiardy wydawały się mieć więcej uczuć, zabijały
szybko, bezboleśnie. Elfy chciały nas katować, aż umrzemy z bólu. Odepchnęłam
tę wizję. Nie chciałam myśleć o mojej śmierci. Spojrzałam na nieruchome ciało
Rosy. Było mi przykro z powodu kobiety, jednak wiedziałam, że taka śmierć była
lepsza niż ta, która czekała nas po wyjściu z lochów. Zakryłam jej twarz drugim
prześcieradłem.
— Obyś tam, gdzie teraz idziesz, odnalazła spokój — szepnęłam.
Nie
minęło dużo czasu, kiedy korytarz wypełnił się tłumem strażników, którzy wyprowadzali
wszystkich ludzi, wiążąc przedtem ich ręce grubymi linami. Znienawidzony przeze
mnie żołnierz wszedł do mojej celi. Uśmiechnął się drwiąco i nie szczędząc mi
bólu, skrępował moje dłonie.
Zaprowadzono
nas na duży plac tuż przed pałacem. Ustawiono w równym szeregu. Było nas około
piętnastu, w różnym wieku. Na większości twarzy gościł strach, jednak w
niektórych dostrzegłam wyraz świadczący o pogodzeniu się z losem. W pewnej
odległości od ludzi stały elfy, wszystkie wpatrzone w nas z odrazą i chęcią
mordu. Byłam coraz bardziej świadoma tego, że Mimosa mnie zdradziła. Musiała
wiedzieć, że w lochach znajduje się tyle ludzi. Wypełniała mnie nienawiść do
tej kobiety. Jak można być tak nieczułą, podstępną kreaturą?
Wpatrywałam się w
kolejno przybyłe osoby. Dostrzegłam mojego sąsiada z celi naprzeciwko i kilka
twarzy, które udało mi się zapamiętać, kiedy przemierzałam lochy. Jednak tego
widoku się nie spodziewałam. To niemożliwe. Po prostu to nie mogło się dziać.
Jego nie mogło tu być.
Śni
mi się to.
To
tylko sen.
W
tym momencie chłopak podniósł głowę i skierował swój wzrok na mnie. Nie
mogłabym pomylić błysku tych zielonych tęczówek z żadnymi innymi.
— Matt? — wychrypiałam.
Co
on tu, do diaska, robi?
***********************************************************
Kochani! Dziękuję za komentarze i jakąkolwiek inną aktywność na moim blogu. ;)
Niestety jestem zmuszona zmienić częstotliwość dodawania rozdziałów, zamiast co tydzień, to co dwa tygodnie.
Pozdrawiam serdecznie! ;) :*
I tak nieźle. Na mój rozdział jeszcze co najmniej tydzień poczekacie.
OdpowiedzUsuńRozdział ciekawy. Ciekawy pomysł na postać, ta żywa kronika. No, szkoda, że nie żyje. Chociaż przyznam, że najbardziej chciałabym już opisu jak elfy chcą się zemścić i uśmiercić główną bohaterkę. No i tego jak zostanie wybawiona.
Pozdrawiam
Wilcza
Cóż, ta postać ma bardzo istotny wkład w przyszłe rozdziały. Może nie tyle sama osoba (choć pojawią się podobne do niej), co to o czym mówiła.
UsuńA o zemście i znęcaniu się już będzie niebawem. :D
Pozdrawiam ; )
Coś czułam, że jeszcze Matt się pojawi, ale nie tak szybko! No, co on tam robił? :D Kiedy się dowiemy? Co się stanie z ludźmi na placu? Co te moje rozkoszne elfy im zaplanowały? I czy faktycznie Mimosa jest aż taka wstrętna i podstępna? :) Kurcze tyle pytań, a odpowiedz brak. :d
OdpowiedzUsuńA teraz przejdźmy do stwierdzeń. Żywa kronika - kolejny pomysł cudo. Skąd ty bierzesz te bajkowe pomysły? Elfy zrodzone z gwiazd i teraz ta kobieta. Ah, szkoda, że umarła. Miałam nadzieję, że pobędzie jeszcze bo w sumie taka z niej ciekawa rasa. :D
I w pewnym sensie rozumiem niechęć elfów do ludzi. Też bym pewnie na ich miejscu była uprzedzona, chociaż troszeczkę przesadzają... Ale! Co ja tak naprawdę mogę wiedzieć. Nie jestem na ich miejscu i nie wiem jak bym się zachowywała.
Nie wiem czemu, ale mam takie przeczucie, że główna bohaterka ma w sobie tą cząstkę Feniksa :D I kocham Feniksy. W moim wcześniejszym opowiadaniu też sobie użyczyłam tego ognistego ptaka. :D Jako zły, jako dobry, jako bóg - wszędzie się sprawdza. :D
Pozdrawiam i życzę dużo weny! >D
Pomysły, szczerze mówiąc, nie wiem skąd się biorą. xD Tak się tworzą same z siebie po prostu. Jeszcze się pojawią podobne do tej Żywej Kroniki, także będzie możliwość poznania ich lepiej.
UsuńMatt zaszczyci nas swoją obecnością w kolejnych rozdziałach, więc wszystkiego się dowiesz. :D
Hm... Owszem, elfy mogą troche przesadzać, jednak to wszystko co robią jest powiązane jeszcze z jedną rzeczą, o której również niedługo się coś pojawi.
Z cząstką Feniksa sprawa jest nieco bardziej skomplikowana, ale to już w dalszej przyszłości.
Pozdrawiam! ;)
To zabawne, bo zwykle elfy w książkach czy filmach kojarzą się z dobrymi i szlachetnymi istotami i nawet jeśli czasem są dumne, wyniosłe, nawet w jakiś sposób złe to jednak zawsze łagodne, szlachetne. Tutaj natomiast elfy okazują się brutalne, żądne mordu i do tego zdradliwe. To opowiadanie zaskoczyło mnie już tyle razy, że nie zdziwiłbym się gdyby Vienne zaraz umarła a akcja przeniosłaby się na kogoś innego ale mam nadzieję, że tak nie będzie i w jakiś sposób uchroni się ona od śmierci. Może Matt w jakiś sposób jej pomoże? Zobaczymy :) No i faktycznie - opowiadanie zaczęło się o ile dobrze pamiętam w domu dziecka w dniu adopcji, po ośmiu rozdziałach jesteśmy w tajemniczym królestwie elfów a bohaterka idzie na śmierć. Naprawdę podziwiam :) Podoba mi się tak historia, cieszę się że nie jest w żaden sposób szablonowa i czekam na dalszy ciąg :) Może to i dobrze że rozdziały będą trochę rzadziej - z jednej strony dłużej trzeba będzie czekać ale z drugiej, dzięki temu może uda mi się być w miarę na bieżąco :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńOch, dziękuję. :)
UsuńMiło mi słyszeć, że moja opowieść jest zaskakująca i nieszablonowa.
Matt potowarzyszy nam przez pewien czas, także wszystkiego się dowiemy, czy pomoże, czy nie.
Pozdrawiam! ;)
Cześć! Jestem w końcu z komentarzem. Przeczytałam dawno temu. Wybacz za moje opóźnienie. Niestety już tak mam. Cieszę się, że dodałaś gadżet z możliwością obserwowania Twojego bloga. Będzie mi znacznie łatwiej być na bieżąco. :) I również myślę, że lepiej jest dodawać coś dłuższego i mieć ciut dłuższą przerwę w dodawaniu rozdziałów.
OdpowiedzUsuńPrzechodzę już do samego rozdziału.
Zastanawia mnie, dlaczego akurat wzięli tą kobietą do celi razem z Viene, skoro podobno było kilka innych, a nawet wolnych? Co do historii, jest ciekawa, ale zarazem nieco dziwna. Miłość tej kobiety, przypominała mi historię Pięknej i Bestii. No bo jak można zakochać się w potworze? Ale serce nie sługa, więc i dziewczę się zakochało. Teoretycznie trochę to wyjaśnia, dlaczego elfy są złe i nienawidzą ludzi, jednak z drugiej strony wciąż twierdzę, że postradali zmysły, rozsądek i przede wszystkim rozum. Nie mają poszanowania do jakiegokolwiek życia, szanują tylko siebie, szanują tylko życie elfów. Reszta jest dla nich na stracenie, nieważne czy osoba jest niewinna czy winna. Powiem brzydko: pieprzyć elfy! XD Co oni się za jakiś wygórowany lud mają? Myślałam, że Viene będzie jedyną skazaną, ale nagle bum i masz, wyłapali więcej niewinnych, w tym Matta. Co on tam robi?
Moja teoria jest taka, że przyszedł do domu Viene, a widząc to "pobojowkisko" i martwe ciała, a brak śladu po dziewczynie, to wyruszył za nią do tego lasu, no i tak został schwytany. Głupek trochę. xD Wiedział być może, na co się piszę. A przynajmniej tak przypuszczam, że powinien wiedzieć, bo mam wrażenie, że on wiedział. Zaczynam pisać chaotycznie i mam nadzieję, że cokolwiek z tego zrozumiesz T.T
Tylko w takim razie, jak ta dwójka ma się wydostać stamtąd? Nie pokonają tysiące elfów, nie mówiąc już o uratowaniu reszty skazanych, gdyby mogli. Chyba, że ta elfka jednak uderzy się w głowie, pozna smak poczucia winy, ruszy ją sumienie i jednak ich uratuje. Jakąś magią czy coś. Chyba, że pojawi się jakiś inny sprzymierzeniec i im pomoże. Myślę, że jakby chciał uratować Viene, to Viene nie zostawi samego Matta i będzie kazała jego też uratować. Sama bym tak zrobiła. Potem to by mnie sumienie jadło!
"Obiecał nigdy nie opuścić." - mam wrażenie, że brakuje tu jakiegoś słowa i dlatego zdanie dla mnie wygląda na niedokończone
Życzę Wesołych Świąt! Oraz weny!
Pozdrawiam serdecznie! :)
Tak, ta historia z lekka wyjaśnia ich nienawiść. Jednak jest jeszcze jeden czynnik powodujący ich nienawiść, ale to dopiero zostanie przedstawione za jakiś czas.
UsuńMasz rację, Matt nie wziął się tam znikąd, wiedział, że spotka tam dziewczynę. Ale czy tylko ratunek ma w planach? To wszystko już niebawem.
Pozdrawiam! ;)
Ta kobieta była naprawdę intrygująca, a jej historia chyba jeszcze bardziej. Zastanawia mnie jednak, po co elfy umieściły tą kobietę razem z Viene? Czyżby chciały, aby usłyszała ona te historię? Może to zwykła podpucha? A może miały jeszcze jakiś inny cel. Ciężko stwierdzić.
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie obecność Matta. Czy jest on jednym z więźniów, czy bardziej stoi po stronie elfów? Przybył Viene uratować, czy skaże ją na śmierć? Mam nadzieję, że jednak okaże się pozytywnym bohaterem i uratuje dziewczynę przed pewną zagładą. Idę czytać kolejny rozdział!
Matt jest powiązany z o wiele poważniejszą sprawą. Wszystko okaże się w niedalekiej przyszłości.
UsuńRównież umieszczenie kobiety z Viene zostanie wyjaśnione. ;)
Jeny, początek tego rozdziału był taki bolesny... No ja wiem, rozumiem, że elfy nienawidzą ludzi i nawet szkoda im dobrego jedzenia, ale co ja się oszukuję, że w więzieniu jakiegokolwiek rodzaju będą dbali o jakość jedzenia dla więźniów xD
OdpowiedzUsuńOpis tej kobiety był taki smutny... Czemu ją tak potraktowali? Widać, że pała pełną nienawiścią do magicznych istot... Nie dziwię się, w końcu potraktowały ją po prostu okropnie! Przeokropnie! ;/
łał. Teraz to jestem dopiero wniebowzięta! Ta historia była przepiękna! I co najlepsze - bardzo dobrze napisana! Wszystko pięknie, do odczytania rodem wyrwane z którejś z bestselerów! Nie mogę uwierzyć, że wymyśliłaś coś tak pięknego <3 Nie przestanę się tym długo zachwycać :D
No czemu Rosa musiała umrzeć ;-; Była taką świetną postacią... Bardzo bym chciała, żeby trwała dalej w tym opowiadaniu :< Czemu nigdy nie jest tak, jakbym chciała xD
I takie wielkie WTF na koniec i mega pytanie.
Co u licha tam robi Matt? XD
Chyba taki już urok więzień, że nie dają nic dobrego do żarcia...
UsuńTa kobieta ma dosyć duże znaczenie w magicznym świecie. Jest kimś, kto zna całą historię świata. Być może elfy chcą coś ukryć? Albo po prostu zmienić bieg tej historii? Zdecydowanie jest coś, co im w Żywych Kronikach przeszkadza. Ale cóż to jest?
Rose musiała umrzeć. Pojawią się jeszcze podobne do niej postacie. ;>
A Matt? to już w kolejnym rozdziale ;>
I ten rozdział mam za sobą ; )
OdpowiedzUsuńTa kobieta nie do końca mnie przekonała. Trochę szkoda, że umarła, ale tak nagle zaczęła tą swoją przemowę. Na twoim miejscu trochę bym tak rozpisała emocje, bo ta opowiedziana przez nią historia nie miała mocy a chyba powinna.
No i takk myślałam, że ten Matt ma coś w tym wszystkim wspólnego! Mam nadzieję, że uda im się uciec albo ktoś ich uratuje. Mimosa? Przecież nie pojawiła się tylko po to, żeby wpędzić młodą do więzienia.
Ciekawią mnie na ten moment szczególnie dwie sprawy. Przede wszystkim powiązania Matta z tym całym grajdołkiem, a potem cóż też za tortury dla nich zaplanowali.
Swoją drogą Elfy dosyć często pokazywane są jako złe stwory... albo może nie tyle co złe, ale bardziej takie skupione na sobie, uważające się za pępek świata... w dodatku taki lepszego gatunku.
No to chyba tyle ode mnie
Pozdrawiam!